Niech i moje z waszemi połączę westchnienia,
Z waszemi pochwałami i moje pochwały,
Wszak się niegdyś śmiertelnych nieudolne pienia
Z pieniem aniołów zgadzały.
Żegnam się co poranek z tym pobytem ziemnym,
Utrudzonemu życiem, boleścią, troskami,
Raczcie miejsce przeznaczyć w tym przybytku ciemnym,
Tu, między zmarłych grobami.
Jak tych świętych pochodni jasność obumarła,
Niech czuwam, niech goreję nad trumną nieznana. —
Śmierć mi wszystko powróci, bo wszystko wydarła,
Czekam, aż zmarli powstaną.
Obym mógł, polubiwszy to święto ukrycie,
W cieniu pańskich ołtarzy, w miejscu poświęconem,
Przy tych grobach, samotny tęskne kończyć życie
Między nadzieją a zgonem.
(Dom. Lisiecki).
A więc zawsze w nieznane zdążając krainy,
W mrok porwani bez końca, czyi będziemy w stanie
Zarzucić gdzie kotwicę w życia oceanie,
Chociażby na dzień jedyny?
O jezioro! rok przeszedł za czasu rozkazem...
Ona znowu powitać powinna twe tale...
Patrz! samotny zasiadam na nadbrzeżnej skale,
Kędy siadaliśmy razem.
Z dzikim rykiem twe fale tłukły się o skały,
Niosąc zdała srebrzystą swoich toni pianę,
Którą wściekle pod stopy drogie, ubóstwiane,
Ciskał wicher rozszalały.
Raz wieczorem... czyż tkwi to jeszcze w twej pamięci,
Przebudzając z uśpienia szemrające fale,
Płynęliśmy w milczeniu po wód twych krysztale,
Sobą jedynie zajęci.
Nagle dotąd nieznane na tej ziemi tony
Czarem swoim nadbrzeżne echa zachwyciły...
Fale szemrać przestały... Śpiew dla mnie tak miły
Wypłynął z piersi natchnionej...
„O czasie! przerwij lot swój... i wy, szczęścia chwile,
Powstrzymajcie skrzydła swoje
Rozkoszą, której teraz doznajemy tyle,
Niechaj wiecznie z nim się poję.