Strona:Obraz literatury powszechnej tom II.djvu/212

Ta strona została przepisana.
—   208   —

By serce strzedz niewinnem, a źrenicę czystą,
Oddzieliłem od świata klasztornemi mury?
Czym ja sprawił, że mur ten runął nad mą głową?
Gdy w gnieździe burz schronienia szukając w potrzebie,
Skryłem się w tę jaskinię, jak w otchłań grobową,
Kogom ja szukał, Panie, powiedz: jej czy Ciebie?
Czym ja tu przyprowadził to nieznane dziecko?
I uniósł i wraz ze mną zamknął, jak w obłoku
I pod dziwnem przebraniem kryjąc memu oku,
Tworzył podwójnych uczuć zasadzkę zdradziecką?
Czym ja niecił skry w sercu w ten przeciąg dwuletni,
Stapiając tak dwie dusze w całość kryształową,
By, gdy dłoń bezlitosna słodkie więzy przetnie,
Każdy z nich odszedł z bratniej istoty połową?
Gdyś Ty to sprawił, Panie, za cóż mnie — pokuta?
Czyż w oczach Twych niewinni płacą za wyklętych?
Czy w nieścigłych wyrokach Twoich myśl osnuta,
Że jeśli wpośród ludzi wybierasz twych świętych,
Nim w nich wypalisz ludzkość wzniosłym ogniem wiary,
Muszą ledz na ołtarzu, jak pierwsze ofiary?


b) Z listów Jocelyna do siostry. Valneige 3 Maja, 1798.

Przed domem mam dziedziniec, parkan go otacza,
Wrota się wyplatane bez zamków zahacza;
Kury, stado gołębi, dwie kozy, pies wierny,
Zawsze otwartych progów jedyny odźwierny,
Który nigdy nie szczeka, ni zębem nie chwyta,
Lecz wietrzy ubogiego i radośnie wita;
Stadko swarliwych wróbli nad dachem się wije,
Jaskółka muska wodę, z której łabędź pije;
Rodzina pustelnika — wszyscy chętni, zgodni,
Wdzięczni gościnnym progom żyją tu swobodni.
Jedno, szukając cienia, legły na murawę;
Te grzeją się oparte o mur słońcem zgrzany;
Inne, spragnione soli, liżą murów ściany,
Inne grzebią się w słomie albo dzióbią trawę;
Trzy ule pod daszkami stoją na południe,
Północny róg dziedzińca pod drzewem ma studnię;
Rdzawy łańcuch wygładził cembrowiny łono,
Winorośl ją objęła majową zasłoną;
To wszystko; do przedsieni wiedzie siedem stopni,
Rozchwiane od starości skrzypią najokropniéj.
Wystawka je osłania od śniegów i słoty,
A stary bluszcz opiekun — oplótł swomi sploty.
U powały na gwoździu zawieszona klatka,
Skąd mię śpiewem weselą swojskich ptasząt stadka.
Dotąd, dzięki przyrodzie, niebu, miejscowości,
Twój wzrok słodki z uśmiechem nad obrazkiem gości.