Strona:Obraz literatury powszechnej tom II.djvu/225

Ta strona została przepisana.
—   221   —

Wielki Karol tu leży. — Jakże? ciemni głucha,
Czyliż cię nie rozsadza ogrom jego ducha?
Więc ty tu, wielkoludzie światotwórczej chwały!
I podobnaż: w tym grobie byś się zmieścił cały?
Ach! cóż za widok zdolny myśl uskrzydlić w łonie,
Ta Europa, przez jego urobiona dłonie!
Gmach władzy i dwóch wodzów tam na szczycie, którzy
Wybrani są, a wszelki król im z rodu służy.
Mocarstwa, władztwa, państwa, drobnych księstw drużyna,
Aż tam, w dół — wszystkie idą z ojca wprost na syna;
Lecz lud papieża swego miewa i cesarza
Z rąk trafu, z którym w drodze lepszy ład się zdarza.
Stąd równowaga płuży i porządku zdrowie.
Wyborcy w złocie, w szatach z krwi kardynałowie,
Dwa święte zbory, z których blask się wypromienia,
Stanowią tylko orszak według niebios chcenia.
Niech kędyś myśl, wykluta z potrzeb dziejów świata,
Wzrost ma, lot ma, we wszystko swą ożywczość wplata,
Człekiem się stawa, chwyta serca, rznie szlak nowy —
Niejeden król ją zdeptał lub jej wzbronił mowy.
Lecz gdy na sejmie ona lub w konklawe siędzie,
To wnet, w myśl tę więzioną patrząc krzywi sędzię
Z pod jej stopy, co w dół im dumne czoła kłoni,
Glob w jej ręce lub ujrzą tyarę na jej skroni.
Papież i cesarz wszystkiem są! i nic nie bywa,
Jak z nich i przez nich! Byt ich — tajemnica żywa!
To niebo, do którego jedni mają prawo,
Wielką z ludów i z władców służy im zastawą.
Więc pod chmurą, gdzie mruczy błyskawica skrawa,
We dwóch siedzą u stołu — Bóg im świat podawa. —
Sam na sam tną lub sadzą pędy, istnieć chcące,
Smug równając, jak czyni kosiarz na swej łące;
Czyn wszelki z nich ma źródło. Króle zbitą zgrają
U drzwi stoją i tylko potraw woń wdychają,
W szyby patrząc, ciekawi, trwożni i jak dziecię
Na palcach się wspinając, by coś ujrzeć przecie.
Pod niemi ludzkość w piętrach w miarę swej zasługi.
Tworzą i niszczą. Jeden rozwiązuje — drugi
Rozcina. Jeden Prawdą jest, a drugi Siłą.
Są, bo są — gdyż rozumnie trzeba, by tak było.
Gdy w równi z sobą, każdy z swych przybytków sunie
Jeden w szkarłacie, drugi w śnieżnym swym całunie,
Świat olśniony ogląda, choć go drętwi trwoga,
Papieża i cesarza — dwie połowy Boga.
Cesarz! cesarz! — cesarzem być! — i, o wściekłości!
Nie być nim, czując męstwo, co w tem sercu gości!
Jak był szczęśliwym ten, co pod tą śpi mogiłą!
Jak wielkim! — W jego oczach jeszcze piękniej było.