Miłość je zmiażdży; pośród żądz rozpanoszenia
Pójdzie na łup złośliwych to serce z kamienia,
I pewnie twoje oko w niem tylko odkryje
Wstrętne szczątki, drgające, jak pocięte żmije.
Ach, któż ci dopomoże? Co stanie się ze mną,
Skoro sam Bóg mą miłość uczyni daremną?
Skoro me złote skrzydła zawisną na niebie,
Drżące i wbrew mej woli dalekie od ciebie?
O, biedny! Miłość nasza była w całej mocy,
Kiedy w lasach autelskich[1]), twej rozrywce gwoli,
Wśród zielonych kasztanów lub białych topoli,
Zatopiona w twych myślach szalałam po nocy!
Byłam młodą naówczas i nimfą. Dryady[2])
Brzóz korę, by mnie ujrzeć, zlekka uchylały,
A łzy, któreś ty ronił wśród spacerów, blady,
Czyste, jak szczere złoto, ciekły w wód kryształy.
Cóżeś zrobił, najdroższy, z twej młodości dniami?
Kto mi z drzewa zachwytów zerwał owoc biały?
Niestety! swych policzków porwałeś różami
Boginię, co w swem sercu moc i zdrowie trzyma.
Twarz ci zbladła, boś płakał tęsknemi oczyma;
Jako piękność twa znikła, tak stracisz i siły.
A ja, cobym kochała cię wiecznie, mój miły,
Gdy zagładzą twój geniusz zgniewani bogowie,
Cóż mi, gdy spadnę z nieba, kochanek mój powie?
Poeta. Skoro śpiewać i skakać ptaszek leśny może,
Choć z gniazda mu jajeczka psotnik wybrał skrycie:
Skoro kwiat polny, ranne powitawszy zorze,
Razem z nocą upada, chyląc się w pokorze,
Gdy na trawce kwiat nowy rozpoczyna życie;
Skoro wśród lasów głębi, pod dachem zieleni,
Umarłe drzewa trzeszczą, łamią się z korzeni;
Gdy natura potężna, niewładna nic wstrzymać,
Coby trwało, a ludzie wiecznie są zmuszeni
Biedź naprzód i w tym biegu wiecznie zapominać;
Skoro się wszystko, nawet skała na proch ściera:.
Skoro, by odżyć jutro, dziś wszystko umiera;
Skoro za mierzwę służą zabójstwo lub wojna;
Skoro ponad grobami z pośród traw wyziera
I ta, co chleb nam daje, trawa kłosem strojna:
Muzo! i cóż obchodzi mię śmierć albo życie?
Ja kocham i chcę tęsknić i cierpieć namiętnie,
Ja kocham i za uścisk dam duszę w zachwycie,
Strona:Obraz literatury powszechnej tom II.djvu/248
Ta strona została przepisana.
— 244 —