Gabryela. Nikogo innego.
Aniela. Biedny Prosper!... On ciebie kocha nie na żarty,
On wiedzie cię spokojnie, po drodze utartéj,
W mięciuchnej, aksamitem wysłanej karecie,
I czegóż ty się skarżysz, fantastyczne dziecię?
Gabryela. Prawda, że na spokoju przy nim mi nie zbywa:
On się stara, bym była legalnie szczęśliwa.
Jest to człowiek rozumny, wspaniale oszczędny,
Prawy i pracowity, czasem troszkę zrzędny;
Dobry, nigdy nie zaklnie, nie przemówi ostro:
Ja byłabym szczęśliwa, będąc jego siostrą.
Lecz co mi po dostatku i po takiej ciszy,
Jeśli entuzyazm serca jej nie towarzyszy?
Jakieś płaskie rachuby i płaskie prawidła,
O które zawadzają marzeń moich skrzydła,
Powszedniości mieszczańskie, regestra domowo,
Zastąpiły przedślubną, rozkoszną rozmowę!
On w szachownicę życie poliniował swoje,
Gdzie na jednym z kwadratów i ja także stoję;
Jestem sprzętem domowym, czemś więcej niż zerem:
Znaczę dlań tyle, że już nie jest kawalerem.
Gdzież są te obietnice miłości bez końca,
Świętych serca uniesień?... Ta przyszłość drgająca
Uśmiechem, którą myśmy marzyli we dwoje?-
Z jej wspomnień pozostały tylko te łzy moje! (ociera łzy).
Aniela. Nie obwiniaj Prospera, i niechaj ci raczej
Krótkość ułud życiowych tę zmianę tłómaczy.
Czemuż nie możem wszystkie wiedzieć o tem wcześniej,
Że się nam bezpowrotnie złoty nasz sen prześni!
Czemuż nie ma kto ostrzedz nas w ranniejszej porze,
Iż miłość obiecuje więcej, niż dać może!
Nie marnowałybyśmy na ułudne cele
Cząstki szczęścia, która nam przypadła w podzielę.
Żarliwa wiara w miłość pierś naszą rozsadza,
Tymczasem nie kochanek, lecz ona nas zdradza.
Zawiedzione, szukamy innego, azali
Ten ideałów duszy naszej nie ocali?
Lecz miłość udręczona szały daremnemi
Znowu nas pozostawia z garścią pełną ziemi;
Wtedy wreszcie poznajem, gdy nas droga znuży,
Iż cel nasz był w początku tej wielkiej podróży.
Gabryela. Anielo! Takaż tylko pozostaje rada
Dla pocieszenia serca, co się z bólu pada?
Jakto!... Całą miłością — życzliwość Prospera?
Żadnaż mi się nadzieja zatem nic otwiera?
Poddać się wraz, gdy zawód zastąpił mi drogę?
O! nie... ja ci nie wierzę, wierzyć ci nie mogę!
Strona:Obraz literatury powszechnej tom II.djvu/259
Ta strona została przepisana.
— 255 —