Jam jest niby król państwa dżdżu i niepogody,
Bogaty, lecz niemocny; stary, chociaż młody,
Który, gardząc pochlebną dworzan swych pokorą,
Nudzi się z swemi końmi i psów gończych sforą.
Nic go nie rozwesela: sokół ani łowy,
Ani lud, co umiera u bramy zamkowéj.
Próżno mu śpiewa błazen śmieszne swe ballady;
Nic nie zdoła rozchmurzyć jego skroni bladéj,
Kwiatowe jego loże ma dlań woń mogiły;
Damy zaś, którym każdy książę bywa miły,
Nie umieją w dość nagiej błysnąć toalecie,
Aby uśmiech wywołać w tym młodym szkielecie.
Mędrzec, co mu wytapia z gliny kruszec złoty,
Nie wypalił zgnilizny z ran jego istoty.
I nawet w krwawych łaźniach tych rzymskich cesarzy,
O których w dniach starości każdy władca marzy,
Nie budzi się w tym trupie dusza znieczulona,
Gdzie miast krwi — woda Lety toczy się zielona.
(Antoni Lange).
Siostrzyczko, pieszczotko,
Ach, pomyśl, jak słodko
Daleko odlecieć nam razem!
Pierś czuciom otwierać
I żyć i umierać
W tym kraju, co twym jest obrazem!
Ach, słońca tam mgliste,
Ach, nieba tam dżdżyste
Mój umysł czarują niezmiernie
Potęgą zdradziecką
Twych oczu, o dziecko!
Błyszczących z za łez tak promiennie.
Tam zawsze ład, piękno, przepychy —
I rozkosz i spokój trwa cichy.
Sprzęt lśniący, pieszczony,
Lat ręką gładzony
Ozdabiałby nasze ustronie,
A z ambry wyziewy
Najrzadsze nam krzewy
Mieszałyby lube swe wonie.
Sklepienia tam cenne,
Zwierciadła bezdenne
Wraz z Wschodu świetnością godową
Do duszy przez życie
Szeptałyby skrycie
Jej znaną, rodzoną jej mową.
Tam zawsze ład, piękno, przepychy
I rozkosz i spokój trwa cichy.
Pójdź, patrz na kanale
Śpią statki niedbale,
Włóczęgi wód toni rozległéj;
Dziś na twe skinienie,
By każde życzenie
Twe spełnić — z mórz krańców się zbiegły.
Gdy słońce ucieka,
To zaraz obleka