Strona:Obraz literatury powszechnej tom II.djvu/271

Ta strona została przepisana.
—   267   —
3. Klejnoty wyzwolenia.

(Z czasów wojny r. 1870—71).

Wykwintny buduar rzęsiście oświetlony. Przed zwierciadłem siedzi młoda kobieta w balowej toalecie, wygorsowana i przybrana w kosztowne klejnoty.


Bal! Więc znów na bal idę jak dawniej... Mój Boże!
Toć przecie wiecznotrwałą wojna być nie może.
Marznąć, głód znosić, strzelać z fortecznego rowu
Przeje się... Może grzeszę, mówiąc to?... gdzież znowu?
Wszak spełniłam w tej klęsce i w tej nędzy wielkiej
Obowiązek Francuzki i obywatelki.
W szpitalu nad rannymi pośród nocnej ciszy
Czuwałam, a przywykłe tylko do klawiszy
Ręce, bez rękawiczek, na dworze w mróz biały
Przyspasabiały szarpie lub krew tamowały.
Przetrwałam oblężenie i szłam na wycieczki
Jak żołnierz... Nie zaszkodzi więc dziś choć troszeczki
Użyć zabawy i ot potańcować sobie.
Wszakże to nie uwłacza ojczyzny żałobie?
To kobieta, a więc wie, że bal rzecz niezdrożna.
Że dwie zimy bez balu obejść się nie można,
Że rok już wymazawszy z mego życia karty,
Skonfiskowałam stroje, uśmiechy i żarty,
Czułam się bez klejnotów zgnębioną i chorą,
Jak dziecko, gdy za karę cacko mu zabiorą.
(Spogląda w zwierciadło).
Jak piękny ton naszyjnik i te zausznice!
Nigdy z nich nie tryskały takie błyskawice
Światła, w jednej jasności połączone fali...
Ten pierścionek na palcu jak płomień się pali!
Ciało się pod perłami swobodniej promieni,
Miły mu ciężar złota i drogich kamieni,
Co wkoło mnie świetlanym połyskują deszczem,
I których chłód rozkosznym przenika mię dreszczem.
Dziewiąta... jam gotowa; wcześniej się ubrałam
Dzisiaj. Tak, już oddawna dziwną żądzą pałam,
Żeby przybrać nanowo te balowe stroje,
Żem chciała wcześniej włożyć wszystkie skarby moje,
I tu, w tej samotności, której nic nie płoszy,
Użyć sobie jak dziecko niewinnej rozkoszy.
Czyż to grzech, że jak dzieci czasem się bawimy?...
Lecz jeszcze wcześnie — trzeba czekać... (Chwila milczenia).
Przeszłej zimy...
Czemuż o to wspomnienie myśl moja potrąca?...
Tak jest, tego samego było to miesiąca
I dnia — czuwałam nocą przy łożu rannego.
Rok już temu, rok cały... jak szybko dni biegą!...