Kiedy jej dotąd niepoznane lice
Odkrył z szyszaka, ręka mu zadrżała:
Pozna ją zaraz i jako słup stanie,
O nieszczęśliwe, o przykre poznanie!
Nie umarł zaraz, bo wszystkie swe mocy
Zebrane serca pilnować wyprawił;
I dusząc w sobie żal, kolo pomocy
Świętej się wszystek na on czas zabawił.
Śmiech wdzięczny piękne wydawały oczy
Skoro chrzest święty cny rycerz odprawił,
I tak się zdało, jakoby mówiła:
Niebom osięgła, niebam dostąpiła.
Mało co pierwszej straciwszy piękności,
Jako lilija białą barwą bladła,
Na jasne niebo, zda się, że z litości,
Gdy w nią patrzało, czarna chmura padła.
A nie mogąc już mówić, życzliwości
Znak zimną rękę na rycerza kładła.
Tak piękna dziewka w on czas umierała,
Że kto nie wiedział, rozumiał, że spała. (Piotr Kochanowski).
Zbolały Tankred zapada w rozpaczliwe pognębienie; otrząsa się z niego dopiero wtedy, gdy mu we śnie ukazuje się Klorynda i oznajmia, że dostąpiła zbawienia. Daje się więc leczyć z ran, odniesionych w fatalnym pojedynku, i znowu bierze udział w walce. Właśnie tymczasem Ismen, nie chcąc, ażeby chrześcijanie zbudowali nowe wieże, rzuca czary na las, który dostarczał na nie drzewa. Różne strachy płoszą z niego cieśli i żołnierzy. Tankred spodziewa się przemódz czary, ale i on mięknie i ustępuje wzruszony, gdy ścinane drzewo przemówiło do niego bolejącym głosem Kloryndy. Wówczas to Bóg objawia we śnie Gotfrydowi, żeby odwołał z wygnania Rynalda, bo tylko on jeden przełamie czary i przyczyni się do zdobycia Jerozolimy. Dwaj rycerze — Karol i Hubald, podejmują się odszukać wywołańca; Piotr Pustelnik radzi im udać się do świątobliwego pokutnika w pobliżu Askalonu, a on im powie, gdzie się Rynald znajduje. Ten im oznajmia, że zła Armida, ująwszy go w sieć swoich powabów, uprowadziła na zaczarowaną wyspę, udziela im wskazówek, jak mają się dostać do jej pałacu, a dla rozpędzenia czarów, któremi się otacza, daje im różczkę cudowną, oraz tarczę, w której musi się Rynald przejrzeć, żeby się opamiętał i z gnuśności otrząsnął. Nazajutrz rycerze opuszczają pustelnika i udają się nad morze, gdzie zastają gotową łódź i przewoźniczkę, z nieba zesłaną. Ta przewozi ich na wyspę Armidy, położoną gdzieś za słupami Herkulesa. Wysadzeni na ląd jeszcze przed zachodem słońca, podstępują ku górze, na której stoi pałac czarownicy.
Widzą wierzch góry trudno dostąpiony
Dla nierównych skał i ostrych kamieni,
I że po stronach wszędzie na niej śrony
I śniegi, a wierzch tylko się zieloni;
Przy siwej brodzie z kwiecia upleciony
Włos niesie i lód lilijej nie mieni, —
I róża kwitnie z wielkiem podziwieniem:
Tak czary mają moc nad przyrodzeniem.
Oba pod górą zakryli się w lesie,
Przyszłej jutrzejszej czekając roboty;
Potem ujrzawszy, że już na świat niesie
Z wielkiego morza słońce promień złoty,