Gdyż barwy to, białością lśniąco i czerwienią
W prześlicznej twarzy, zblednąć i zniknąć tam muszą,
Gdyż liście róży, co się i błyszczą i mienią
Na ustach, zwiędną kiedyś i w to się rozprószą,
Czem były — o, niestety! w gliny kłąb zepsuty,
A włos, acz i gwiezdnemi wyrzeźbiony dłuty,
Zapadnie w prochy, z boskiej światłości wyzuty.
Lecz owej lampy, której promyczek niebieski
Zaświtał raz, miłości wzniecony podmuchem,
Nie może zgasić nawet pleśń grobowej deski,
Nie może, bo sierota, gdy dech już wyzionie,
Wzlatuje, aby spocząć na rodzinnem łonie
Planety swej — nie ziemska, nie umiera duchem,
Bo najczystszego nieba jest świętym okruchem.
(Feliks Jezierski).
Szlachetny rycerz pomyka po błoni,
Z srebrnym puklerzem i w pancerz odziany,
Na którym ślady wojennych pogoni,
Niby głębokie pozostały rany —
Lecz on w tę zbroję pierwszy raz ubrany.
Rumak wędzidło gryzie niecierpliwie,
Jakby go ciężkie więziły kajdany.
Rycerz to piękny, stworzony prawdziwie,
By z wrogiem się spotykać na najkrwawszej niwie.
Na piersiach, w pamięć onej śmierci świętéj
Naszego Zbawcy, krzyż mu się czerwieni:
Nosi to godło, czcią k’Niemu przejęty —
W czci dla spraw jego nigdy się nie leni.
I na puklerzu takiż znak się mieni,