Strona:Obraz literatury powszechnej tom II.djvu/30

Ta strona została przepisana.
—   26   —

Na przykrą górę poszli w onym czesie,
Wzajemnie sobie dodając ochoty.
Ale pod górą zarazem u drogi
Zastąpił im smok straszliwy i srogi.
Łuską nakryty łeb i wielkie czuby
I szyję gniewem nadętą wyciągnął,
A brzuch rozwlokły i ogon zbyt gruby
Tam, gdzie mieli iść, na drodze rozciągnął,
To w się sam wchodził, to wielkie przeguby
Wydawał i sam za sobą się ciągnął.
Tak się wielki smok przeciwko nim strożył,
Darmo się jednak i bez skutku srożył.
Już Karzeł miecza dobywał od boku,
Ale go Ubald uchwycił zarazem:
„Cóż? chcesz zwyciężyć okrutnego smoku
Śmiertelną ręką, śmiertelnem żelazem?"
A sam pomknąwszy śmiele podeń kroku,
Rózgą nań machnął, aż on jednym razem
Uciekając w las, z drogi ustępuje
I wolne w górę przejście zostawuje.
Ale kęs wyżej lew ryczał straszliwy
I wyostrzone ukazował zęby,
Bił się po bokach, wzrok obracał krzywy,
Język wywieszał z rozdziawionej gęby,
Grzbiet najeżony i u wielkiej grzywy
Podnosił straszne i kosmate kłęby.
Lecz i ten, skoro złotą rózgę zoczył,
Do łasa w stronę wylękniony skoczył.
Kończą swą drogę rycerze, lecz nową
Zawadę znowu w pół góry zastają:
Zwierzę drapieżne, które różnie zową,
Różny głos, postać i różny chód mają,
Wszystkie co sroższe, co między Nilową
Wodą i wielkim Atlantem mieszkają
I co się lęgą w Hercynińskim lesie,
Tam się do kupy zbiegły w onym czesie
Ale na ono straszne zgromadzenie
Libijskich zwierzów rycerze nie dbali;
Owszem (jaki cud) na małe machnienie
Srodzy dziwowie zaraz uciekali.
I na samy wierzch przez ostre kamienie
Już bez zawady żadnej wstępowali;
Okrom że ślizkie i nierówne skały
Strudzone nogi czasem hamowały.
A kiedy trudne przebyli przechody
I przez śrzeżogi i śniegi przeleźli,
Zastali lato i piękne pogody
Z wielką równiną, skoro na wierzch wleźli.