Widok ten wzbudzi wstręt w rycerzu wielki:
Oto przez Boga przeklęte stworzenia
Żrą własną macierz! Lecz gdy karmicielki
Krwią napełniły toń swego pragnienia,
Pękły im brzuchy, wzdęte z przesycenia,
Aż im wnętrzności wyszły! Koniec, godny
Tych, co się żywią własnego plemienia
Życiem... Rycerza mozół już bezpłodny;
Sam sobie śmierć zgotował wrogów płód wyrodny.
Zbliży się k’niemu pani, co z oddali
Na bój patrzała, i powie: „Szczęśliwa
Snać ci się gwiazda, mój rycerzu, pali!
Wart jesteś zbroi, która cię okrywa,
Jakoś nie spoczął, aż odwaga żywa
Przemogła wroga. Wielką-ś zdobył sławę!
To pierwsza walka; lecz niejedna-ć wzywa
Jeszcze przygoda, trudy równie krwawe:
Zwycięstwem bodajś każdą zakończył wyprawę!“
Stoi maleńka pustelnika chata
Na skraju lasu, w cichutkiej dolinie,
Zdala od zgiełku i od wrzasku świata,
Który śród wiru walk i trudów ginie.
Jest i kapliczka święta przy chacinie:
Tutaj pustelnik szepce swe pacierze
Codzień — w poranku i zmroku godzinie;
Obok strumyczek, co swe wody bierze
Z źródełka ukrytego, w słodkim ciecze szmerze.
Przybywszy tutaj, ledwie się zmieścili
W ciasnej izdebce; żadna też biesiada
Nie czeka na nich, spoczynek w tej chwili
Ucztą najsłodszą. Przyjemnie nielada
Zeszedł im wieczór: dusza słuchać rada
Dawnych powieści, które, jak szkło gładki
Mający język, mnich im opowiada,
Z życia papieży i świętych wypadki
Modłami przeplatając do Najświętszej Matki.
do dzieła co tchu się zabiorą:
I jedna z mar tych u głowy mu stanie