Ta dusza ze mnie uciec-by powinna,
A ja przemienić się w dzikiego zwierza.
Wszak każdy zwierz jest szczęśliwym, albowiem
Gdy umrze, dusza wnet się rozwiązuje
Na elementa... a moja żyć jeszcze
Musi na męki pieklą wiekuiste.
Przekleństwo matce, która mię zrodziła!...
Nie, Fauście, siebie przeklinaj, przeklinaj
Ty Lucypera, który cię pozbawił
Rozkoszy nieba... (Dzwon bije północ).
Wybiło! — Ciało! obróć się w powietrze,
Bo wnet szatani porwą cię do piekła. (Grzmot i błyskawica).
O, duszo! przemień się w kropelki wodne
I spuść w ocean, na wieczną zatratę.
Litości, niebo! nie patrz tak straszliwie!
Pozwólcie wytchnąć, żmije i padalce,
Nie rozwierajcie się piekła okręgi,
Precz, Lucyferze — ja spalę swe księgi.
1-szy uczeń. Panowie, pójdźmy odwiedzić doktora,
Bo tak okropnej nocy nie widziano,
Odkąd poczęło się stworzenie świata,
Tak strasznych krzyków nigdy nie słyszano;
Bodajby doktór uniknął zaguby!
2-gi uczeń. O, niebo! racz się zmiłować nad nami.
Widzicie — oto leżą członki Fausta
W bezładzie, ręką śmierci rozszarpane.
3-ci uczeń. Zły duch, któremu Faust oddal się w służbę,
Rozszarpał mistrza, bo, jak mi się zdaje,
Tej nocy między dwunastą a pierwszą
Słyszałem jego jęki i wołanie
O pomoc, w tejże chwili zdało mi się,
Że dom objęły płomienie przy strasznym
Okrzyku owych czarnych potępieńców.
2-gi uczeń. Panowie! choć zgon Fausta był tak straszny,
Że na myśl samą rozżala się każde
Chrześcijańskie serce; jednak, że był mistrzem,
Wielbionym niedyś za przedziwną mądrość
W niemieckich szkołach naszych; więc to szczątki
Winniśmy uczcić należnym pogrzebem;
Przywdziani w czarną żałobę uczniowie
Niech na ten smutny obrzęd się zgromadzą.
Więc legł ów konar, co mógł wyróść górnie,
Spłonęła gałąź lauru Apollina,
Co niegdyś rosła w tym uczonym mężu.
Już niema Fausta...
(Feliks Jezierski).