Julia. Ażebym mogła oddać ci je znowu.
A przecież, jestto żądanie zbyteczne;
Bo moja miłość równie jest głęboką
Jak morze, równie jak ono bez końca;
Im więcej ci jej udzielam, tem więcej
Czuję jej w sercu.
(Słychać w pokojach głos Marty).
Wołają mię. — Zaraz.
Bądź zdrów kochanku drogi! — Zaraz, zaraz.
— Najmilszy, pomnij być stałym! — Zaczekaj,
Zaczekaj trochę, powrócę za chwilę. (Wychodzi).
Romeo. Błogosławiona, o! błogosławiona
Podwakroć nocy! Ale czy to wszystko,
Dziejąc się w nocy, nie jest marą tylko?
Coś tak lubego możeż być istotnem?
Julia. (ukazując się znowu).
Jeszcze słów parę a potem dobranoc.
Drogi Romeo! jeśli twoja skłonność
Jest prawą, twoim zamiarem małżeństwo:
To mię uwiadom jutro przez osobę,
Którą do ciebie przyślę, gdzie i kiedy
Zechcesz dopełnić obrzędu; a wtedy
Całą mą przyszłość u nóg twoich złożę
I w świat za tobą pójdę w imię boże.
Marta (za sceną). Panienko!
Julia. Idę. — Lecz jeśli mię zwodzisz,
To cię zaklinam...
Marta (za sceną). Julciu!
Julia. Zaraz idę.
— Jeśli mię zwodzisz, o! to cię zaklinam,
Skończ to zabiegi i zostaw mię żalom.
— Jutro więc przyślę.
Romeo. Jak pragnę zbawienia...
Julia. Po tysiąc razy dobranoc. (Odchodzi).
Romeo. Po tysiąc
Razy nie dobra tam, gdzie ty nie świecisz.
Jak żak, gdy rzuca książkę, tak kochanek
Do celu swego pośpiesza wesoły;
A gdy nadejdzie z kochanką rozstanek,
Wlecze się smutnie, jak ów żak do szkoły. (Odchodzi).
Julia. (ukazuje się znowu).
Pst! pst! Romeo! O, gdybym mieć mogła,
Głos sokolnika, by tego sokoła
Nazad przywołać! Przymus jest ochrzypły,
Nie może głośno mówić; gdyby nie to,
Wstrzęsłabym góry, gdzie się echo kryje,
I głos-bym jego zrobiła chrapliwszym,
Niż mój, od rozbrzmień imienia Romeo!
Strona:Obraz literatury powszechnej tom II.djvu/311
Ta strona została przepisana.
— 307 —