Że wyższa nad proch, który wznosi się pod stopy,
Że granic jej szlachetne nie mają pochopy;
Wolno buja nad ciałem, które na dół ciąży,
I do swego początku, lecąc w górę, dąży.
Tak wieczność duszy głucha noc wskazuje jaśnie,
W ciemnościach dzień objawia, co nigdy nie zgaśnie;
Sen oświeca mój rozum, gdy zmysły przygniata,
I przy mnie z marzeń tłumem nie napróżno lata.
Sny nocy pożyteczne: ale te sny szkodzą,
Które się w przebudzonej głowie człeka rodzą.
He razy łączyłem sprzeczne myśli — zbiory
Dziwaczniejsze nad wszystkie snów płochych utwory:
Wiązałem z sobą siebie nie cierpiące rzeczy,
Dając im bytność, której natura im przeczy.
Nierozsądny marzyłem szczęście doskonałe,
Chciałem na zmiennym świecie mieć rozkosze trwale,
Dni wesołe, wśród życia dręczeń rozmaitych,
Spokojność, wpośród wałów ciągłym szturmem bitych.
Młodość moja we wszystkie świat przybrała skarby,
Wszystkie przedmioty w cudne ustroiła farby:
Same miłe obrazy, widoki, uśmiechy,
Pasmom jedne po drugich idące uciechy.
Tak gdy ni w różne ozdoby nocy dom ubierał,
Z radością-m się przechodził i z chlubą przezierał:
Jak robak, który w własną obwija się przędzę,
Z mar uwiłem zasłonę, w nią skryłem mą nędzę.
Corazem grubsze sobie sam zasłony wkładał,
Zupełniem widok nieba i prawdy postradał;
Łańcuchem mej niewoli stokroć otoczony,
Błędom, należne Bóstwu, dawałem ukłony:
Ścisłemi serce z światem powiązawszy węzły,
Tam sobie wróżył szczęście. W tych głupstwach zagrzęzły,
Słyszę dźwięk przeraźliwy, co tysiące ludzi
Wiedzie przed ołtarz śmierci; dzwon mię nagle budzi.
Patrzę... już wszystkie z oczu zasłony się zdarły,
Patrzę, i widzę z drżeniem, żem napół umarły.
Gdzież słodkie omamienia? gdzie pyszne mieszkanie?
Gdzie skarby ? gdzie szerokie moje panowanie?
Gdzie są? i co się z tego dla mnie dziś ocali?
Krucha lepianka z gliny, a i ta się wali.
Słabsze są jeszcze węzły od mdłej pajęczyny,
Co do szczęścia i życia wiążą ludzkie syny:
W momencie je rozniosą lekkie wiatru dmuchy.
(F. Ks. Dmochowski).