Przed chwilą jeszcze na czele swych klanów,
Jątrzyli każdy gniew swych współziomianów;
A oto wspólnie wobec pary młodéj
Sławią wdzięk cichej miłości i zgody.
Jedni na kobzach, ci na arfach grają,
Młodsi tańcują, sędziwsi śpiewają,
Aż się ich echem mury rozlegają.
Długoby było wyliczać wam z rzędu
Wszystkie przepychy ślubnego obrzędu:
Jak się w zamkowej zebrali kaplicy
Damy, rycerze, Szkoci i Anglicy;
Jakie na szatach drogie aksamity,
Atlasy, hafty, lub złotogłów lity;
Jakie na głowach pióra albo kity
Ze strusich, czaplich, albo rajskich skrzydeł
Pływały w górze, w mgle dymu kadzideł;
Jak po ciosowych kamieniach podłogi
Brzęczały miecze i złote ostrogi,
Ody, czyniąc miejsce przechodzącej parze,
Każdy w ślad za nią chciał biedź przed ołtarze;
Lub jak Lord Kranston płomienne źrenice
Zatapiał z dumą w narzeczonej lice;
Lub jak jej uśmiech, rumieniec lub bladość
Zdradzały w kolej: wstyd, bojaźń i radość! —
Byli, co potem głosili, że lady,
Zajęta wrzkomo przyborem biesiady,
W rzeczy zaś nie śmiąc stanąć przed ołtarze,
Nie była razem; — to fałsz i potwarze!
Lady się wcale nie miała powodów
Obawiać świętych ni miejsc, ni obchodów.
Bo nie przez zgubną moc magii czarnej,
Lecz przez rachubę liczby planetarnej, [1])
Wiedziała tylko sposoby, przez które
Mogła zniewalać Duchy i Naturę.
Mówię, co prawda, choć zgoła nie chwalę,
Że się w te rzeczy wdawała zuchwale.
Lecz że w kaplicy była — ręczę za to.
Okryta czarną aksamitną szatą,
Na głowie miała ze strusiemi pióry
Tok aksamitny jaskrawej purpury,
Szyty rzędami pereł, a u krajów
Obramowany pasem gronostajów.
Na pięści sokół w szkarłatnym kapturku
Siedział, trzymany na jedwabnym sznurku[2]).
Strona:Obraz literatury powszechnej tom II.djvu/346
Ta strona została przepisana.
— 342 —