Strona:Obraz literatury powszechnej tom II.djvu/351

Ta strona została przepisana.
—   347   —

Nie chciałabym ja wróżyć nieszczęścia... lecz pozwól,
Abym przed tobą smutek mój wypowiedziała,
Pozwól mi opowiedzieć to, com ja słyszała,
Co wywołało ciężki płacz mój i przeczucie,
Że już wszelka nadzieja dla nas jest stracona.
Oto stałam na brzegu, na rozkosznym brzegu.
Na który wiatr pieściwy zawiewał od lądu
Tchnieniem ciszy, wonności od krzewin i kwiatów;
Tam była pełnia szczęścia; we mnie — pełnia gniewu.
Nazbyt tam było wdzięku, ponęt i radości
Tak, że aż w mem sercu wzbudziła się żądza
Złorzeczenia, skarżenia się. na tę samotność
Pieśniami nędzy naszej, muzyką cierpienia;
Więc usiadłam, chwyciłam muszlę krzywoustą,
Szepnęłam w nią i z muszli wybiegła melodya —
O, to już nie melodya! kiedym śpiewała
I ubogą nią piersią puszczałam na wietrzyk
Ciężkie echo tej muszli, wtem z drugiego brzegu
Z głębi zarośli — była to morska wysepka —
Z pędem wiatru zaleciał mnie dźwięk czarodziejski,
Który słuch mój odurzył i otrzeźwił razem;
I odrzuciłam muszlę na piasek pobrzeża,
A muszlę napełniła fala, jak me zmysły
Napełniła ta złota, przedziwna melodya.
Żywa śmierć była w każdej kropelce tych dźwięków.
Cała rodzina tonów czarujących, które
Upadały, to jeden po drugim, to razem,
Jak perły, co się nagle z nitki rozsypały.
A potom jeszcze piosnka, jeszcze nowa piosnka,
A każda, jak gołąb spadający z gałązki oliwnej,
Oskrzydlony muzyką; zamiast piór milczących
Krążyły mi nad głową, tak że omdlewałam
Z radości i z boleści. Lecz boleść przemogła,
I zatykałam moje odurzone uszy,
Kiedy, przy całym drżących rąk moich oporze,
Zabrzmiał głos słodszy, słodszy niźli wszystkie głosy
I wolał: Apollinie! młody Apollinie!
Zorzany Apollinie! młody Apollinie!
(F. Jezierski).


2. Konik polny i świerszcz.

Sonet.

Poezya ziemi nigdy nie zaginie:
Gdy ptakom blasków słonecznych ulewa
Każe się schronić w lubym cieniu drzewa,
Śród żywopłotów pieśń z pokosu płynie: