Jeśli myśl taka, niezmienna, niepłocha,
Jest tem, co zowią kochaniem — on kocha!
Występny, zbrodzień, z każdej cnoty zboczył,
Przeciw tej jednej w niczem nie wykroczył;
Ona gdy wszystkie zgasły po kolei,
Świeci mu jeszcze, jak gwiazda nadziei.
............
Serce w nim było tkliwe; lecz skrzywdzone,
Strute zbyt wcześnie, zbyt długo drażnione,
Poszło ku złemu; czucia były czyste,
Lecz jako rosy krople przezroczyste
W głębi grot zimnych, niedostępnych słońcu,
Ścięły się, skrzepły, skamieniały w końcu.
(A. E. Odyniec).
Niema trudniejszej rzeczy dla poety,
Jak jest wiersz pierwszy — i może ostatni.
Często, gdy Pegaz dolatuje mety,
Wywichnie skrzydło, i wieszcz orłom bratni
Niby Lucyper, gdy anielskie czety
Z nieb go strąciły — spada; i już z matni
Piekła nie wyjdzie, bo grzech jego — pycha,
Co się piąć każe, choć go niemoc spycha.
Więc czas, co wszystko równą miarą mierzy
I nieugiętą przeciwność przekona
Ludzi, — a może i czart w to uwierzy,
Że strefa ducha jest ograniczona.
Młodość nie pojmie tego, gdy krew bieży
Prędko, żarliwym zapałem wzburzona.
Aż gdy w powolne ujścia wpływa łoże,
Szerokość nurtów człek ocenić może.
Dzieckiem, miałem się za geniusz promienny,
Pragnąc, by wszyscy mieli takież zdanie.
Młodzieńcem wszedłem na porządek dzienny,
Przyznano myśli mojej panowanie.