Strona:Obraz literatury powszechnej tom II.djvu/362

Ta strona została przepisana.
—   358   —

Lic nie powinny zmarszczki im naruszyć,
Serc zastanowić, krwi zamrozić w biegu,
Ni czarnych włosów siwizną przyprószyć.
Oni jak klimat bez lodu, bez śniegu,
Latem wciąż byli. Piorun mógł ich skruszyć
I zetrzeć na proch — ale w lat szeregu
Ślimaczem życiem, jak ludzie codzienni
Żyć — to nie dla nich; byli zbyt płomienni.

Taka samotność była im obrazem
Edenu, bo w niej rozkosz nieprzebrana.
Nudy nie znali, chyba, gdy nie razem. —
Ani tak gałąź od pnia odrąbana,
Z górskim się potok rozstający głazem,
Dziecina matce wzięta, rozpłakana,
Nie rozboleją jak ci — zdala siebie.
Niema jak instynkt serc, które są w niebie,

Serc, które mogą pęknąć. O, szczęśliwi,
Trzykroć szczęśliwi z kruchej porcelany
Ciało mający, słabi, na ból tkliwi,
Pod pierwszym ciosem padną. Im nieznany
Los, co to szydząc, ciągle się przeciwi,
Żal, co to boli, dumnie niewydany...
Czemuż pierwiastek życia nicią silną
Z temi się wiąże, którym umrzeć pilno.

„Pieszczochy bogów umierają młodzi“,
A śmierć od wielu nieszczęść ich ochrania:
Śmierci przyjaciół — a co więcej szkodzi —
Śmierci przyjaźni, młodości, kochania.
Musi czas nadejść przecie, że ugodzi
W tych nawet, którym długo umrzeć wzbrania,
Więc może lepiej, gdy człek młody skona:
Skon — to najlepsza przeciw złu obrona.

Im jednak śmierci strach duszy nie przeszył:
Słońce i księżyc patrzyły z uśmiechem,
Czas tyle krzywdy czynił, że się śpieszył.
Nie czuli, czy to, co robią, jest grzechem.
Dziwem się zdali sobie; oczy cieszył
Wzajemny szczęścia odblask. Niby echom
Takiej radości i rozkoszy wnętrznéj
Był każdy wyraz luby, śpiewny, dźwięczny.

Lekkie ściśnienie, rozkoszne dotknięcia,
Błysk ócz wyraźniej mówiący niż słowa,
A nigdy zadość; coś — niby ptaszęcia
Szczebiot — tak dobry, jako ludzka mowa,