Bliżej, z gmachów cezara, słychać było długie
Sów krzyki i czasami pieśń odległej czaty
Ozwała się i w wiatru skonała powiewie.
Kilka cyprysów poza staremi rozłomy,
Chociaż na strzał odległych — zdało się widnokrąg
Oczu mych ograniczać. Gdzie niegdyś cezary
Przebywały, a teraz nocne huczą ptaki,
Wyrósł gaj wśród rozwalin tych upadłych gmachów
I w gruzach się cesarskich rozkorzenił ognisk,
Stoi dotąd skrwawiony cyrk gladyatora,
Stoi ten szczyt szlachetny — arcydzieło ruin,
Gdy komnaty Cezara, Augusta podwoje
Zaledwie już widzialnym gruzem ścielą ziemię.
Ty, ciągle się toczący księżycu, tyś wszystko
Oświecał, a rozległy i smętny blask lejąc,
Łagodził twardą dzikość strasznego zniszczenia
I na nowo-ś zapełniał, jakbyś odbudował
Potężne wieków wyrwy. Tyś wszystko zostawił,
Co pięknem jeszcze było, a co niem nie było,
Podniosłeś do piękności — aż wszystko nabrało
Świętości religijnej, a z serca się lała
Cicha cześć dla wielkości mężów starożytnych,
Zmarłych, lecz berlowładców, którzy i z urn swoich
Panują duchom naszym. — Taką noc ta była.
Dziwna rzecz, że w tej chwili przyszła mi na pamięć;
Lecz stokroć doświadczałem, że właśnie w tej dobie
Dzikim pędem myśl nasza ucieka w dalekość,
Gdy w porządek rozwagi szykować je chcemy. (Wchodzi Opat).
Opat. Hrabio, przebacz łaskawie powtórnemu przyjściu,
Niech cię swojem natręctwem pokorna gorliwość
Nie pobudza do gniewu. Jeśli na złe wyjdzie,
Niech to złe spadnie na mnie; dobry tylko skutek
Niech spłynie na twą głowę — rzecbym wolał: serce.
O, gdybym ja mógł wzruszyć słowy lub modłami,
Szlachetną ocaliłbym duszę — obłąkaną,
Lecz nie zgubioną jeszcze.
Manfred. Nie, nie znasz mnie, ojcze.
Dni moje policzone, zapisane czyny,
Precz! luli niebezpieczeństwo czeka cię tutaj. Precz!
Opat. Nie chcesz mi przecie grozić.
Manfred. Nie, uprzedzam tylko,
Że blizkim jesteś zguby — i chcę cię ratować,
Opat. I cóż przez to rozumiesz?
Manfred. Spojrzyj tu. Cóż widzisz?
Opat. Nic.
Manfred. Patrz tylko. Wytęż wzrok. Teraz mów, co widzisz.
Opat. To, co mrozem przestrachu wstrząsnąćby powinno,
A przecież mnie nie wstrząśnie. Widzę jakąś postać
Strona:Obraz literatury powszechnej tom II.djvu/364
Ta strona została przepisana.
— 360 —