Dopieroż, kiedy do łóżka się zbliża,
Nie wie, co czyni, a czyni, co musi;
Nie śmie odetchnąć i, jeżeli chyża
Wymknie się para, w pół-biegu ją dusi.
Strach w niej odwagę zaczętą uniża
A pomsta cała zmocnić się ją kusi:
To chce, to nie chce, porzuci i wszczyna,
Krew jej wre w sercu, a w żyłach się ścina.
Ale kiedy to, co czyniły wstręty
Wolnemu światłu, odemknęła blachy
I pokazał się knot dotąd zamknięty,
Namiot i cało oświecając gmachy;
Dziw ją ogarnął myślą niepojęty,
Żal jej przystąpił, odstąpiły strachy:
Nie wie, czy to sen, bo rzuceniem oka
Śliczne chłopiątko widzi, miasto smoka.
Wstyd jej lekkiego postępku, że zbyła
Wiary, na której jej pociechy stały;
Radaby światło, złego świadka, skryła,
Radaby w sercu ukryła pujnały.
Jakoż skryć cale była umyśliła
Żelazo winne w piersi swych śnieg biały,
Gdyby jej była z ręku nie wypadła
Broń, mieczniczego robota kowadła.
Ogląda potem Kupidowe łubie[1])
I kołczan polny leżący na stole.
Wtem strzałka, takiej przyuczona chlubie,
Skrycie ją w palec serdeczny zakole.
Ona wskok z rany zdradne żądło skubie,
Ale już niewczas, bo dwojakie bole
Czuje z tej rany i dwojaką mękę,
Przyjemną w sercu i bolesną w rękę.
Patrzy na gładkie chłopię ledwo żywa,
Snu się wdzięcznego przerwać nie ośmieli;
A wtem niewcześnie zazdrosna oliwa,
W której knot lampy spływał jak w kąpieli,
A tak gorący, jak smoła z łuczywa,
Pryśnie z kaganka i kroplę wystrzeli,
Która na gołe chłopcu padła ciało
Tam, gdzie się skrzydło z barkami wiązało.
Porwał się ze snu i zrzucił z posłania
Sparzony bożek; a Psyche go prosi,
- ↑ Sajdak.