Oddalam. A ta kara będzie twała.
Boże cię żegnaj, o, zapamiętała!“
Z tem leci, a tej wskroś się serce wzdryga
Na to, że leci, nie że sama spadła.
Goni go sercem i okiem go ściga,
Póki go wzrokiem dojrzeć sobie kładła,
I niesłużącą głowę za nim dźwiga;
A gdy go z oczu zgubi, jak trup zbladła,
Albo jak z blechu powrócona chusta.
Na lament tylko zostały jej usta.
„Przepadłam — mówi. — Co cięższa, że głupią
Nie nieszczęśliwą mogą mię zwać słusznie.
Poleciałeś precz! Niechajże się skupią
Wszelkie niesmaki i męczą mię dusznie,
Jednak cię z serca mego nie wykupią.
Pójdę w tem z samem niebem nieposłusznie,
I choć bogowie rozwód nam wymyślą,
W sercu cię chowam, obejmę cię myślą.
„O, jako-ć lekko przyszło do rozbratu!
Jedna cię tylko, ku nieszczęściu memu,
Kropelka ognia rozgniewała! A tu
W tych piersiach, serce ogniu piekielnemu
Oddawszy, męczyć zleciłeś jak katu?
Twemu ramieniu, trochę sparzonemu,
Prędko poradzą cyrulickie maści,
A mój ogień trwa ze mną do upaści...“
Nie mogła dłużej swoich żalów głosić,
Gorzkiego płaczu zaduszona stokiem.
Wstaje nakoniec. Myśli długo dosyć,
Kędy się błędnym obrócić ma krokiem;
Ale że nie chce bólów więcej znosić,
Zdesperowana stawa nad potokiem
I tam, gdzie z gruntu piaski nurt wyrzuca
I gdzie najgłębszy, na głowę się rzuca.
Poczuła prędko po onej modlitwie
Powiewający wietrzyk z blizkiej chmury
I krzycząc jakby po wygranej bitwie,
Jako na pewną rzuca się z tej góry;
Ale po skałach ostrych, jak po brzytwie,
Tu sztukę ciała, tu palce z pazury