Strona:Obraz literatury powszechnej tom II.djvu/405

Ta strona została przepisana.
—   401   —
3. Ptaszek.

Pod mem oknem ptaszek śpiewa
Najcudniejszą piosnkę swą;
Codzień klatkę mu wywieszam,
Lecz ptak nie chce wlecieć w nią.

Tak i w mózgu moim śpiewa
Harmonijna myśl dzień w dzień;
Ale w klatkę pieśni nie chce
Wejść ptaszyna pełna drżeń.
(Miriam).






VI. Edgar Allan Poe.

1. Kruk.



Raz w północnej, głuchej dobie, gdym znużony siedział sobie
Nad księgami dawnej wiedzy, którą wieków okrył kurz, —
Gdym się drzemiąc chylił na nie, usłyszałem niespodzianie
Lekkie, ciche kołatanie, jakby u drzwi moich tuż.
„To gość jakiś“, wyszeptałem, „puka snać przy drzwiach mych tuż.
Nic innego chyba już“.

Ach, pamiętam jakby wczora, była przykra grudnia pora,
Głownie gasnąc cień rzucały, to blask jakichś krwawych zórz,
Tęskno-m czekał, by świt biały błysł, — bo księgi nie sprawiały
Ulgi w mej boleści stałéj, odkąd znikł mój anioł-stróż,
Ma Lenora słodka, dziś ją zowie tak jej anioł-stróż — —
Tu bez nazwy ona już!

Strach zdejmował mnie nieznany, pełny grozy niezbadanéj,
Kiedy u drzwi zaszeleścił purpurowy kotar plusz;
By ukoić serca trwogę, rzekłem sobie: „Pojąć mogę,
To podróżny — zgubił drogę — zbłąkał się śród śnieżnych wzgórz,
W drzwi me puka, zabłądziwszy pośród białych śnieżnych wzgórz —
Tak — nikt inny chyba już!“

Tak nabrawszy męstwa, wstałem, z ugrzecznieniem mówiąc całem:
„Panie albo pani, błagam, nie obrażaj się, ni chmurz,
Bo zasnąłem ze zmęczenia, a twe lekkie uderzenia
W drzwi mojego tu schronienia, nie zbudziły mnie; więc cóż
W tem dziwnego, żem nie słyszał“. Tu otwarłem drzwi — i cóż?
Ciemność wkrąg — i cisza już.

Patrząc w mrok ten na wsze strony, stałem trwożny i zdumiony,
Rojąc mary, jakich dotąd głąb nie znała ludzkich dusz.
Lecz milczenie głuche trwało, ciszy nic nie przerywało,
Tylko lekki szept nieśmiało drgnął: „Lenora?“ gdzieś tuż-tuż,
Tom ja szepnął — i: „Lenora!“ wyszemrało echo tuż,
Tylko to — — i ścichło już.