Odoardo. Gdybyś ty go znała, ten sztylet.
Emilia. Chociaż go nie znam!... Nieznajomy przyjaciel jest
także przyjacielem... Daj mi go, ojcze, daj mi go!
Odoardo. A gdybym ci go dał?... Masz (oddaje).
Emilia. A więc.. ..(chce się przebić; ojciec wydziera jej sztylet z ręki).
Odoardo. Och, jak szybko!.. Nie, to nie na twoją rękę.
Emilia. To prawda, szpilką do włosów powinnam... (szuka we włosach i wyjmuje z nich różę). Jeszcześ tutaj!... Precz!... Nie powinnaś zdobić włosów takiej... jaką mój ojciec chce, żebym została!
Odoardo. O, moja córko!
Emilia. O, mój ojcze, jeżelim cię odgadła!... Ale nie; nie masz
tego zamiaru.. pocóżbyś zwlekał? (Z goryczą, obrywając listki róży).
Był niegdyś ojciec, który swojej córce, ażeby ją ocalić od hańby, pierwszem lepszem żelazem przeszył łono.. i drugi raz dał jej życie. Ale takie czyny są dawne! Takich ojców już niema dzisiaj!
Odoardo. Są, moja córko, są! (Przebija ją). Boże! cóż uczyniłem? (Emilia chwieje się, ojciec bierze ją w objęcia).
Emilia. Złamałeś różę, nim burza oberwała jej liście... Daj
ucałować tę ojcowską rękę. (Wchodzą: Książę i Marinelli).
Książę. Co to jest? Czy Emilii niedobrze?...
Odoardo. Dobrze, bardzo dobrze!
Książę. Co ja widzę?... Okropność!
Marinelli. Biada mi!
Książę. Okrutny ojcze! co zrobiłeś?...
Odoardo. Złamałem różę, nim burza oberwała jej liście... Czy
prawda, moja córko?
Emilia. Nie ty, mój ojcze!.. Ja sama, ja sama...
Odoardo. Nie ty, moja córko.. nie ty... Nie schodź z nieprawdą ze świata... Nie ty, moja córko! Twój ojciec, twój nieszczęśliwy ojciec!
Emilia. Ach, mój ojcze... (Umiera).
Odoardo. (składając jej ciało na podłodze). Spoczywaj!... No cóż, książę? Czy podoba ci się jeszcze?... Czy podnieca jeszcze twe żądze?... Teraz w tej krwi, która woła o pomstę? (Po chwili). Czekacie jednak, na czem się to skończy?... Czekacie może, iżbym to żelazo zwrócił przeciwko sobie, aby mój czyn zakończyć, jak jaką płytką tragedyę?... Mylicie się... Tu (zuca księc u sztylet pod nogi)... tu leży krwawy świadek mojej zbrodni! Pójdę i oddam się sam do więzienia. Pójdę i czekać będę ciebie, jako sędziego... a później... oczekiwać ciebie będę przed wspólnym naszym sędzią.
Książę (po chwili milczenia, podczas którego wpatruje się w ciało Emilii, z przerażeniem i rozpaczą do Marinellego). Tutaj! podnieś
go!... Co? Namyślasz się?... Nędzny!... (Wyrywa mu sztylet z ręki).
Nie, twoja krew mieszać się z tą krwią nie powinna!... Idź! ukryj się na wieki! Idź! mówię!... Boże, Boże! Niedość nieszczęścia, że władcy są ludźmi, trzeba jeszcze, żeby szatani udawali się za ich przyjaciół!..
- (Władysław Sabowski).
- (Władysław Sabowski).