Ubrała się i wnet na koń
Skoczyła, acz nieśmiało;
Lubego jeźdźca ściska dłoń
Swą ręką, jak śnieg, białą.
Z kopyta zaraz drał, drał, drał,
Jak szumny wicher, pędzą w cwał,
A z jeźdźcem koń się pieni
I lecą skry z kamieni.
Już obustronnie znika kraj,
A ich gościniec prosty,
Umyka rola, błonie, gaj
I wszędzie dudnią mosty.
„Czy strach ci, luba? Księżyc wszedł,
Hejż-ha! umarli lecą wnet,
Czy strach ci jechać do nich?“
— „Nie, jednak zamilcz o nich“.
I cóż tam brzmi za głos i dźwięk?
Co kruki tak krakają?
Czem jest ten śpiew i dzwonów brzęk,
To kogoś grzebać mają.
Karawan wiezie pyszny cug,
Przy trumnie w czerni mnóstwo sług,
Ich śpiew się równa prawie
Kwakaniu żab na stawie.
„Te zwłoki, bracia, złóżcie w grób,
Jak północ już uderzy,
Dziś chcę z kochanką odbyć ślub,
Więc za mną śpiesz, młodzieży.
Kantorze! zabierz z sobą chór,
Do ślubnej pieśni zanuć wtór,
Błogosław nam, pastorze,
Nim wejdziem w ślubne łoże“.
Zmilkł śpiew i dźwięk, karawan znikł,
Posłuszni, jakby dzieci,
Zbierają się w porządny szyk
I tłum za jeźdźcem leci.
I dalej, dalej, drał, drał, drał,
Jak szumny wicher pędzą w cwał
Pod jeźdźcem koń się pieni,
Pryskają skry z kamieni.
I z tej i z tamtej, z obu stron
Mijają wzgórza, wody
I z tamtej i z tej, z obu stron
Wsi, miasta i zagrody.
Nie bój się, luba, księżyc wszedł,
Hejż-ha! umarli lecą wnet,
Czy strach ci jechać do nich?“
— „Ej, nie! lecz nie mów o nich“.
Ot, szubienica w oczach nam,
A z niej na wszystkie strony,
Jak wiatr powieje, tu lub tam,
Tańcuje powieszony.
„Hej, bratku! jak się kolwiek zwiesz
Zstąp zaraz i za nami śpiesz,
Na ślub się okaż hożym,
Tańcz, nim się spać położym".
I zaraz łotr pośpiesza zniść
I leci w trop za niemi,
Jak wir, co suchy pędzi liść
Porwany w gaju z ziemi,
I dalej, dalej, hop, hop, hop,
Jak wicher, pędzą wciąż w galop,
Pod jeźdźcem koń się pieni,
Pryskają skry z kamieni.
Tak wszystko mija obok nich
I wszystko ponad niemi,
Mijają gwiazdy, mija ich
I niebo i krąg ziemi.
„Nie bój się, luba, księżyc wszedł,
Hejż-ha! umarli lecą wnet,
Czy strach ci jechać do nich?“
— „Ej, przestań, nie mów o nich!“
„Podobno pierwszy zapiał kur,
W klepsydrze spada piasek,
Już ranku tchnienie wietrzą z gór,
Hej, kary! suń przez lasek.
Kres naszej drogi już jest tam
I chatkę wnet otworzą nam,
Umarłych wicher niesie,
Stajemy już przy kresie.
Pod bramę zbitą z lanych krat
Zuchwały jeździec ruszy,
Gdy śmiało mieczem na nią wpadł,
Cios rygle z zamkiem kruszy.
Roztwarły się na rozcież drzwi,
On śmiało po mogiłach grzmi,
A wkoło blask księżyca
Nagrobki im oświéca.