Strona:Obraz literatury powszechnej tom II.djvu/445

Ta strona została przepisana.
—   441   —

Ponad księgami i pismami wielu
Tyś mi się zjawiał, smutny przyjacielu!
Ach, gdybym mógł na szczytach gór
W łagodnem świetle twojem śnić
I tam, gdzie duchów władnie chór,
Zatęchłej wiedzy zerwać nić,
Po łąkach w mroku twoim stąpać
I w srebrnej rosie twej się skąpać!
Niestety! ciągle w mem więzieniu tkwię!
Przeklęta ta ponura jama,
Śród której nawet jasność sama
Przez szybki barwne darmo się tu rwie!
Te ksiąg zbutwiałych wielkie kupy,
Co pył je kryje, móle gryzą,
Aż pod sklepienie samo lézą,
Jak okopcone dymem słupy.
Szklanice, słoje, bańki wszędy,
Narzędzia ustawiono w rzędy,
A w nich niejeden stary ojców grat —
Ot taki świat mój — to się zowie świat!

I co tu pytać, czemu serce moje
Tak tęskno się w zbolałej piersi lamie?
Dlaczego dziwno jakieś niepokoje
Tamują we mnie każde życia znamię?
Toć zamiast cudnych przyrodzenia pieśni.
Co Bóg je ludziom dał w podzielę,
Dokoła widzę pośród pleśni
Szkielety tylko i piszczele.

............
Że też w tych głowach nadzieja się snuje
I wierzą w głupstwa oczywiste.
Ich dłoń się skarbów chciwie doszukuje.
A radzi, jeśli znajdą glistę.
Ma-ż brzmieć tu ludzki głos, tak cichy, mały.
Gdzie mnie tajniki duchów otaczały?
Lecz ci na ten raz dzięki gorącemi
Odpłacam, synu najnędzniejszy ziemi.
Przez ciebie, gdy mną zwątpienie owładlo,
Ja się z rozpaczy uścisku wydarłem.
Ach! tak olbrzymie było to widziadło,
Że sam się przy niem czułem karłem.

Ja, obraz bóstwa, któremu się zdało.
Że już jest blizkim prawdy, zdroju łaski,
Co już w niebiańskie wzlatywałem blaski,
Rozzuwszy z szaty ziemskiej ciało;