Strona:Obraz literatury powszechnej tom II.djvu/447

Ta strona została przepisana.
—   443   —

Że ludziom wszędzie czegoś braknie.
A na tysiące jeden był szczęśliwy?

Co się wyszczerzasz na mnie, czaszko pusta?
Toż mózg twój był zgmatwany, tak jak mój;
Szukałaś dnia w pomroce: próżny znój,
Bo czary prawdy nie dotknęły usta.
I wy, narzędzia, próżny z wami trud!
Te kółka wasze, zęby, walce, skręty,
To miał być klucz, gdym stał u wiedzy wrót.
Owiany dumą, choć zwątpieniem zjęty.
Zasłaby on na siłę tych wrzeciądzy....
Przyćmiona w jasny nawet dzień,
Przyroda mojej nie ukoi żądzy,
Bo tajnie swoje w mroczny nurza cień,
A czego z własnej nie objawi woli,
Już tego śrubą dźwignąć nie pozwoli.
Wy, graty stare, czego tu stoicie?
Ubiegłych czasów chybaście pomnikiem;
Ty, zwitku, ciebie lampka ta obficie
Kopcącym codzień zaczernia płomykiem.
Wolałbym stracić mą chudobę całą,
Niż z jej resztkami tutaj osiąść.
Co ci po ojcach w spadku pozostało,
To staraj się nietylko mieć, lecz posiąść.
Bezużyteczność staje się ciężarem,
Użycie jest sposobnej chwili darem . . . .
Lecz czemuż oko moje w górę bieży?
Czy ta flaszeczka magnesem dla wzroku?
Dlaczego błoga jasność tu się szerzy,
Jak gdyby księżyc wszedł śród lasów mroku?

O witaj, kruche ty naczynie,
Po które sięgam teraz! Zbawczy płynie!
Czczę w tobie ludzką sztukę, rozum bratni.
Ty zbiorze sennych sił, uroków,
Wyciągu wszech zabójczych soków,
Mistrzowi swemu posłuż raz ostatni!
Sam widok twój łagodzi me cierpienie;
Gdy ujmę cię, przemija udręczenie
I duch mój sprzecznych się pozbywa chceń.
Po pełnem morzu życia łódź przepłynie,
Gdzie w zwierciadlanych falach oko ginie.
Ku nowym brzegom nowy wabi dzień.
Śród lekkich chmurek wóz ognisty
Napływa ku mnie! Jam gotowy
Ziemskiego życia zgnieść okowy,
Do sfer jasności zdążyć czystéj.