— 458 —
XIX. Fryderyk Schiller.
1. Marya Stuart.
Na tle stosunków politycznych Anglii i Szkocyi rozwija poeta dzieje zawiści Elżbiety, królowej angielskiej, srogiej i obłudnej, względem Maryi, królowej szkockiej, mającej prawo do tronu angielskiego, pięknej, młodej, pełnej uroku, który rzuca w dramacie na Leicestera (Lestera) i Mortimera. Ale ta właśnie miłość zacieśnia tylko bardziej więzy, w których się znajduje Marya i przyśpiesza tragiczne rozwiązanie. Punktem zwrotnym w rozwoju akcyi jest spotkanie się Maryi i Elżbiety. Marya łudziła się, że tylko źli ludzie obmówili ją przed siostrą, i że prośbą, ukorzeniem się potrafi sobie miłość jej zaskarbić. Myli się w tym względzie okropnie. Dotknięta do żywego bezlitośnem szyderstwem dumnej Elżbiety, wybucha i Marya gwałtownem oburzeniem. Co miało pomódz do wybawienia, staje się rozstrzygnięciem zguby Maryi. Wtedy królowa szkocka, przekonawszy się o nieuchronności swej śmierci, otrząsa się z wszelkich słabostek ludzkich i dobrowolnie prawie przyjmuje zgon, jako karę nie za to, o co ją obwinia Elżbieta (tj. spisek katolicki przeciw Anglii), lecz za swe grzechy poprzednie; idzie na śmierć podniesiona duchowo w takie wyżyny, na których cześć ją tylko spotkać może. Elżbieta do końca gra rolę obłudną sprawiedliwej królowej, której wolę zbyt gorliwi urzędnicy wypaczają. Karą jej w dramacie jest oddalenie się ukochanego przez
nią Leicestera do Francyi. Sceny, które przytaczamy, malują szlachetnienie i uduchowienie bohaterki.
Akt IV, scena 6.
Marya w białej galowej sukni, na szyi nosi na łańcuchu z drobnych kulek Agnus Dei. Różaniec przy przepasce, krzyż w ręku, we włosach dyadem, zasłona czarna na ramię zarzucona. Za jej wejściem obecni ustępują i po dwóch stronach stają w boleści najwyższej. Melwil mimowolnie pada na kolana.
Marya (z godnością, spokojnie spoglądając wokoło).
Po co to żale, po co wasze plącze'?
Cieszcie się ze inną, że wkrótce zobaczę
Koniec mych cierpień, że kajdany złożę,
Ze wrota mego więzienia otworzę;
Ze duch radosny na skrzydłach anioła
Wzięci do wiecznej wolności kościoła!
Gdy mię w moc moją dostał wróg niezłomny,
Gdy cierpieniami dręczył moje ciało
Na wielką, wolną królowę niepomny:
Wówczas nademną płakać należało.
Dziś przyjaciółka przyjdzie niekłamliwa,
Śmierć dobroczynna, los gojąca sprzeczny.
Czarnem swem skrzydłem obelgi zakrywa;
Nizko spadłego człowieka odziewa
W nową szlachetność przez kres ostateczny.
(O kilka kroków naprzód posuwając się).
Ty tu, Melwillu? Wstań, nie zniżaj głowy!
Przychodzisz widzieć tryumf twej królowéj,
A nie wylewać na pogrzebie żale.
Mnie los szczęśliwy dostał się w udziale
I przeszedł wszelkie moje spodziewanie:
Teraz pozgonna sława nie zostanie
Wyłącznym moich nieprzyjaciół spadkiem;
Przyjaciel wierny, wyznawca mej wiary,