Gdzieś za górą znikło słońce,
Usnął już zmęczony dzień;
Rzędy wierzb się chylą śpiące;
Po nad stawem — cisza, cień.
Ach jam musiał — to okrutnie
Rzucić lubą... Płyńcie łzy!
Wierzb szeregi szemrzą smutnie,
Wiatr w sitowiu lekko drży.
Oddalona, świecisz przecie
W bólu mego cichą głąb’ —
Jak nad trzcin splątanych siecie,
Błyszczy gwiazda przez chmur kłąb.
Mętne niebo, chmury pędzą,
Deszcz posępny, w dali grzmi,
Zimne wiatry głośno zrzędzą:
„Stawie, gdzie świt gwiazdy twój?“
I szukają zgasłych blasków
Na jeziora ciemnem dnie...
Twej miłości jasnych brzasków
Nie zobaczy ból mój, nie!
Ścieżką leśną, pełen drżenia,
Biegnę chętnie w nocnej mgle,
Gdzie sitowie staw ocienia,
Dziewczę me, wspominam cię!
Gdy wiatr zmarszczy wierzby fali,
Tajemniczo drży trzcin las;
Coś tam szepce, coś się żali,
A ja płaczę długi czas.
Bo zda mi się — słyszę lekki,
Srebrny głosu twego dźwięk,
Jak rozpływa się w dalekiej
Gdzieś przestrzeni w śpiewny jęk.
Zaszedł słońca krąg,
Ciągną pasy chmur:
Jakie wonie z łąk,
Jaki wietrzyk z gór!
Już błyskawic skry
Rzucił chmur tych kłąb,
leli odbiciem lśni...
Ciemna stawu głąb.
Śród ognistych fal,
Zda się, widzę cię,
I wiejące w dal
Długie włosy twe.
Na jezioro ociemniałe
Leje księżyc srebrny świt,
Wplata swoje różo białe
W każdej kępy wodnej szczyt.
Sarny błądzą w leśnej głuszy,
Patrzą w ciemną dal śród drzew;
Czasem ptak się w trzcinie ruszy,
Strzepnie skrzydłem, zadrży krzów.
Płaczę, we łzach toną oczy!
Z najtajniejszych serca stron
Płynie obraz twój uroczy,
Jak wieczornych modlitw ton.
(Miriam).