Chciałbym ja skonać jak wieczorne zorze,
Jak dzień w ostatnim odblasku purpury;
O, słodka śmierci! tak pragnąłbym, Boże!
Krwią się rozpłynąć na łonie natury.
Chciałbym ja skonać jako gwiazda złota,
Siejąca żywą jasność brylantową;
Cicho, bez bólu i w pełni żywota,
Zapadnąć w głębię nieba lazurową.
Chciałbym ja skonać jako woń majowych
Kwiatów, z rozkosznych kielichów rozlana,
Która na lekkich skrzydłach eterowych
Kadzidłem płynie na ołtarze Pana.
Chciałbym ja skonać jak trwożliwa nuta,
Co z teorbanu struny się wydziera,
Ledwie z ziemskiego metalu rozkuta,
Na piersiach stwórcy harmonią umiera.
Chciałbym ja skonać jak rosa na łące,
Gdy na nią ognia żar poranny bije;
O, niechaj Bóg tak, jako rosę słońca,
Duszę mą życiem znękaną wypije. —
O! ty nie skonasz jak wieczorne zorze,
Ty jako gwiazda cicho nie zagaśniesz;
Duszy twej słońce nie wypije boże,
Łagodną śmiercią kwiatów ty nie zaśniesz.
Skonasz, zaprawdę! ty skonasz bez wieści,
Lecz wprzódy nędza siły twoje znęka;
Tylko v naturze mrze się bez boleści —
Serce człowieka kawałami pęka!...
(Karol Brzozowski).
Ty, coś mnie płaczącego niedawno widziała,
Pomnij, o, dziewczę, że niewieście łzy
Są jak niebieskiej rosy kropla lśniąca, mała,
Co śród kielicha liliowego drży.