Wówczas się rzucam w wrzące życia fale,
Budzę, podniecam, — co się chwieje, walę,
Na koło czasu całą cisnę siłą,
Aby się prędzej naprzód potoczyło!
Ja to — by zamęt nie trwał nazbyt długo,
Skrzydła przypinam rozwiązania chwili —
Bo kiedy czas ten szkaradny przeminie,
I ludzkość znajdzie, za moją posługą,
W nowej postaci bytu — ukojenie;
To się i do mnie uprzejmie przy mili
Chociaż chwilowo, choć krótkie wytchnienie,
W którem tęsknoty mej prawie zapomnę.
W ustronną wtedy kryję się jaskinię
I w sen zapadam rozkoszny, głęboki;
Aż gdy tak wieków przepłyną potoki,
Budzę się znowu — i czem jestem, wspomnę,
Wspomnę o moim nieśmiertelnym bycie,
I gotów w drogę, znów wychylam głowę
Z ciemnej jaskini tej, na światło dniowe:
By ujrzeć, spytać, czy to ziemskie życie
Jeszcze zmian wiecznych sobie nie sprzykrzyło,
I czyli jeszcze — jak od wieków było, —
Niewiasty ciągle rodzą niemowlęta?
I dziś nadzieja słodko uśmiechnięta
Takiej spoczynku chwili krótkiej, małej —
Choć zdała jeszcze, — zda mi się migotać!
Bo straszne czasy znowu przeszalały
I pomagałem Tytana zdruzgotać,
Który wykarmił w sobie ducha wieku
W demona, w potwór, na swej pychy mleku;
I na ludzkości postawił się szczycie
Jak posąg bóstwa — pokąd stał zuchwały
A dziś w upadku olbrzymio wysoki
Pomnik grobowy strasznej swej epoki!
(Wł. Ordon).
Jabłoni stara, jeszcze trwasz?
Czas nie dal się we znaki?
Ów domek wśród gałęzi masz?
A są w nim jeszcze szpaki?
— „Ej — rzekła — domek jest ten sam
Lecz zmian w nim znajdziesz nieco...
Tak zawsze — wróble rządzą tam,
Skąd szpaki w świat odlecą!“