Sąsiadko, witaj!... Co mi świat!...
Włóczęga już odbyta...
O!... zostawiłem w pączku kwiat,
A róża dziś mię wita!
„Patrz — rzekła — już obrączkę mam“...
Ha! tom się spóźnił nieco.
Tak zawsze — wróble rządzą tam,
Skąd szpaki w świat odlecą.
Największym wrogiem w życiu jej był kurz.
Oto spoczywa w mogile —
I dziw, że na jej grobie zamiast róż
Mioteł nie sterczą badyle.
Z brzaskiem ująwszy w dłoń miotełki pręt,
Jak dom szeroki, dzień długi,
Pędzała kurze ze sprzętu na sprzęt
I z jednej izby do drugiéj.
Dwóch zmarło mężów okurzanych wciąż,
Tkniętych chorobą piersiową.
Zemknął szczęśliwie w porze trzeci mąż
Ze zdrową płuc choć połową.
A gdy dobiegła wreszcie kresu lat,
Z ludzkiego gwaru i tłoku
Duch jej uleciał kędyś w lepszy świat
W szarej kurzawy obłoku.
Oto ją przyjął do swej chwały Bóg.
Świat ją obchodzi niewiele:
Kurz codzień zrana zmiata z „mlecznych dróg„“.
Gwiazdy okurza — w niedzielę.
(Czesław).
W młodzieńczej krasy miłosną sieć
Dziewcząt wraz wpadło troje...
Chłopca dla siebie każda chce mieć,
Serce mu oddać swoję.
Rankiem przychodzi doń pierwsza z dziew
I różę niesie w dani...
Ledwie ją ujął — już tryska krew —
Boleśnie cierń go rani.
„Biada! jak kole ten wdzięczny kwiat,
Tak miłość twa ból skrywa...
Szukaj innego... szeroki świat...
I z innym bądź szczęśliwa!“
W południe druga przychodzi doń
I pierścień w darze składa....
Zaledwie jednak ujął go w dłoń
Dar w szczątki się rozpada.