Czoło statku już zalane,
Mknie potopem nowy wał,
Skrzypią pompy spracowane,
Lecz mocniejszy wirów szał.
Frytjof nawet już struchlały
Śmierć z pokładu widzi tuż;
Lecz nad wichry, wściekłe wały
Głośniej ryknął gromem burz:
„Bjernie! tu, do wiosła,
Schwyć oburącz je,
Burza ta nie wzrosła
Z woli bogów, nie!
Czarów to mamidła,
Pewnie nędznik nam
Zaklął Helg straszydła —
Chcę obaczyć sam“.
Niby kuna, w skok
Wszedł na masztu drąg
I z chmur rzuca wzrok
Po obszarze wkrąg.
„Przed Ellidą widzę w dali
Wieloryba groźny kłąb,
I dwie mary mkną na fali,
Piana pryska z strasznych gąb.
Jedna Zaspa w kudłach z śniegu,
Zda się, biały niedźwiedź mknie, —
Przy niej Wieja w wściekłym biegu.
Niby orzeł skrzydłem tnie.
„Czas, Ellido, pono
Znak niezłomny dać,
Czy dębowe łono
Na odwagę stać.
Słuchaj głosu pana:
Z bogów wiedziesz ród,
Niech twa pierś miedziana
Zgromi dziwo wód!“
I na pana głos
Wspięta, jako dąb,
Straszny mierzy cios
W wieloryba kłąb.
Krwawy strumień tryska z rany,
Krąg zatacza w niebios tle,
Głucho rycząc dziw zalany
Śpieszy konać w morskiem dnie.
Z bohaterskich rąk dziryty
Dwa rzucone świsły tuż:
Biały Niedźwiedź w pierś przeszyty,
W serce Czarny Orzeł burz.
„Niech Ellida żyje!
Z twego-m ciosu rad,
Niech w dnie krwawem gnijo
Helga straszny gad.
Zaspa z Wieją razem
Niech się liżą z ran,
Niestrawnem żelazem
Paść się — cierpki stan“.
„Królowo! z win najlepsze w ten puhar hojnie lej,
Śmiem wróżyć, że gość zimę w krainie spędzi mej.
Królowa róg ze stołu ujęła w śliczną dłoń
(Przecudny był to klejnot, zerwany z turzych skroń,
Z toczonych nóg srebrzystych obręcze złote lśnią,
Z nich dziwy przedświatowe w runicznych znakach skrzą).
Wręczając puhar z winem, schyliła wstydną skroń,
A puhar drżał w jej ręku i oblał nieco dłoń;
Jak łuna zórz wieczornych odbita z lilii tła,
Tak z ręki jej śnieżystej purpura w kroplach drga.