tak jak dzisiaj. Czytaliśmy każde zosobna pewną książkę, która treścią swoją zdawała się grozić naszej przyszłości. Wzajemna też obawa przyśpieszyła połączenie. A w tem rozwarły się nagle drzwi i okna — wasz list nadszedł — rozkoszne lato przedarło się ciepłemi swemi promieniami do naszego ogniska — i wtedy wyczytałem w jej oczach, że już kwiaty otwarły dla mnie swe kielichy. Ukląkłem przed nią — tak jak teraz — i rzekłem: Połączmy się dla pociechy naszych rodziców, dla mnie, iżbym dłużej męki nie znosił, dla ciebie, iżbyś znów odżyć mogła twojem dobrem i szlachetnem sercem... A Laura odrzekła... (Laura rzuca się te jego objęcia, wszyscy powstają).
Matka.Pięknieście uczynili, dzieci!
Halberstadt. Równie pięknie, jak my, gdyśmy byli młodzi... A jak on opowiada!
Matka. Tak, jakbyśmy byli przy tem.
Halberstadt. Nieprawdaż?
Matka. (pocichu). Z niego będzie jeszcze wielki człowiek.
Halberstadt. Wielki w naszej rodzinie.
Aksel (odprowadziwszy Laurą w głąb). Więc tak mi odpowiedziałaś, Lauro?
Laura. Zapomniałeś jeszcze o jednem.
Matka. Mów, mów!
Laura. Odpowiedziałam, że długo... długo coś mnie powstrzymywało. Widziałam, że się mną cieszysz, ale lękałam się, czy się mną nie cieszysz, jak dzieckiem. Nie jestem bowiem tek mądrą, jak inne... ale i dzieckiem już nie jestem, bo teraz kocham cię.
- (E. Lubowski).
- (E. Lubowski).
Gdym był dzieckiem, jam z jedliny
Strugał potrzask na ptaszyny
I radośnie w głos wykrzykał,
Gdy się ptaszek weń zamykał.
Bez litości łup skrzydlaty
Do ojcowskiej niosłem chaty,
Śmiechem, krzykiem wśród swawoli
Zagrażałem ptaszka doli.
Gdym igraszek przebrał miarę,
Gdym wymęczył swą ofiarę,
Podnosiłem klatki zwory
Ku swobodzie na przestwory.
Ha! jak ptaszek stał się rączy,
Gdy niewoli czas się kończy!
Jak do światła lot rozwija!
Lecz — o szybę się rozbija...
Ptaszku! jesteś dziś pomszczony:
Chłopiec w klatce uwięziony,
Wie już dawno, jak to boli
O przestworach śnić w niewoli.