Gdzie ja ciebie, o moja miłości,
Mam zachować, gdyś zgasła przedwcześnie?
Nie w mem sercu: tam spokój nie gości,
Bo bez ciebie jak dawniej już nie śnię...
Czy cię w ziemi zakopać głęboko?...
Żar jej wnętrzny czyż ciebie przepali?
Tam cię dojrzy podziemnych bóstw oko
I w dyament przeczysty skrysztali....
Czy cię rzucić na wody bezdenne?
Nie roztopią cię morza, ni rzeki;
Lecz rusałki, pięknością promienne,
W drogą perłę zamienią na wieki
Wtedy może łakomi kramarze
Wydobyliby ciebie z pod fali,
Wyszukali w podziemnym obszarze
I bogaczom za pieniądz sprzedali!
Wiem już! Niechaj cię moje westchnienia
Dźwigną w górę: bądź gwiazdką na niebie!
Niech mą dolę twój blask opromienia
Stamtąd ludzie nie zdejmą już ciebie!
(L. S. K.)
Znowu, znowu chciałbym śpiewać,
Ale nie wiem jaką nutą:
Czy mam śpiewać pieśń wesela,
Czyli w smutną pieśń zakutą?
Przy mem oknie usiadł zrana
Niewidzialny sokół biały;
Jam się zbudził — i widziadła
Senne moje wnet skonały.
„Powstań ze snu, mój poeto!
Po raz trzeci kur już pieje,
W mgłach jutrzenka się rozpływa,
Wkrótce słońce zajaśnieje.
„Między niebom i tą ziemią
Twoja droga tak daleka
Do błyszczącej tej świątyni,
Gdzie kochanka na cię czeka.
„Naprzód dalej, naprzód śmiało,
W górę skrzydły potężnemi!
Tyś już głośny w całym świecie,
Tyś kochanek własnej ziemi.
„A tak piękna twoja droga:
Wszędzie widok masz odkryty,
Obok pełne kwiatów błonie,
W górze niebios lśnią błękity“.
— Stój sokole, mój aniele!
Ty się patrzysz na mą drogę
Z wysokości własnej sfery.
Ja tak widzieć jej nie mogę.
Tobie ziemia się wydaje
Jasną gwiazdą pałającą;
Wszystkie ciernie jej i bóle
Wyobraźni twej nie mącą.