„Śpiewaj nam, śpiewaj!“ Tak, przyjaciele,
Wy mnie wzywajcie do pracy...
Chcecie, bym śpiewał? Och, to zbyt wiele,
Dalecy bracia rodacy!
Pierś przygnieciona — trudno z niej, trudno
Dźwięk mi wydobyć śpiewaczy;
Dusza, dla której ciemno, bezludno,
Zamiera w niemej rozpaczy.
Wróćcie mi, wróćcie ojczyste niwy,
Dajcie rodzinną ziemicę,
Niech jej obaczę obraz prawdziwy,
Jej się cudami zachwycę;
A serce moje wyrwie się z cieśni,
Zapory głosu rozwali;
Ja będę śpiewał, a takie pieśni,
Żeście im równych nie znali...
Dajcie mi ujrzeć ojczyste góry,
Widok pół świata z wyżyny,
Lasy — pieszczone dzieci natury,
Kwieciem zasiane doliny;
Wówczas, jak zwiędły kwiatek od rosy
Moje się serce rozrośnie,
Dusza się moja pojedna z losy,
Usta zapieją radośnie.
Niechaj oglądam to grody, sioła,
Którem pokochał zamłodu;
Niech mię otoczy ów lud dokoła,
Ów, krewny z mowy i z rodu:
Wtedy z mej piersi kamień odpadnie,
I zdrój uciechy wybryźnie,
I święte hymny wyśpiewam snadnie
Na chwałę Bogu, ojczyźnie.
Gdy mię przytulisz, ojczyzno miła,
Gdy mię przytulisz w objęcia,
Gdy odbrzmi pieśnią puszcza, mogiła
Wokoło twego dziecięcia:
O, w tej niebiańskiej, słodkiej godzinie
Wszystko się ziemskie rozproszy,
Cała się dusza w pieśni rozpłynie,
I umrę, umrę z rozkoszy!
(Wincenty Korotyński).
Po pięknym opisie dnia majowego, przystępuje autor do zobrazowania tłumu wylegającego na błonie, by się przyjrzeć katuszy skazańca.
Lecz widok jeden ten urok kala:
Gdzie wązki przesmyk w jezioro wbiega,