A ziemia, szatę przywdziawszy motylą,
Znów wzięci w eter, kędy gwiazd miliony!
O, chciałbym żyć w ten wieczór odrodzenia,
Gdy ziemia ludzi proch strząśnie w toń czasów
I usty dotknie spokoju strumienia;
Gdy wichrem ślady po człowieku zmiecie
I hymnem, który zabrzmi z głębi lasów,
Znów młodość swoją otworzy w wszechświecie.
O ty przeszłości, ciemne wieków morze,
O ty zasłono, kryjąca nam słońce!
Gdy światy zalśnią krwawo gorejące,
Zaszumią puszcze, jęknie fal przestworze,
Ziemia zatęskni, po człowieku może?
Lub snadź tych światów płomiennych tysiące,
W ciemności lecąc, w piersi jej tlejące
Swym ogniem zbudzą nowe życia zorze.
A więc padajcie, krwawe meteory!
Jakiś Bóg ziemię całuje waszemi
Usty — a ona rodzi nowe twory;
Toć „życie! życie!" wciąż grzmi po wszechświacie,
Ono kwiat do ust, cedr chyli do ziemi —
O, światy! kiedyż wy się uściśniecie!
(Miriam).
Otulał ziemię ranny zmrok.
Ze skrzypką chłopiec szedł przez stok,
Przez ciemny las, śród czarnych skał,
I grał a grał:
I rzekł mu wiatr, kołysząc kwiat:
O, graj mi, chłopcze, graj!
On oczu nie wzniósł, szczęśliw, rad,
Grał sobie wciąż, a cały świat
Jak cudów był mu raj.
Szedł wonną niwą. Każdy kłos
Kroplami rannych świecił ros
I brylantowym deszczem drgał —
On grał a grał;
I głos strumyka w gędżbę wpadł:
O, graj mi, chłopcze, graj!
On oczu nie wzniósł, szczęśliw, rad,
Grał sobie wciąż, a cały świat
Jak cudów był mu raj.
Nad wodą olszyn ciemnych krąg
I kwiaty bzu, co wzrósł śród łąk,
Chyliły się, gdy przy nich stał
I grał a grał;
I tchnęły naraz liść i kwiat:
O, graj nam, chłopcze, graj!
On oczu nie wzniósł, szczęśliw, rad,
Grał sobie wciąż, a cały świat
Jak cudów byt mu raj.
Westchnęły — krzew i mszysty głaz,
Paproci gąszcz i jodeł las,
Dąb stary dziwny przejął szał,
Gdy grał a grał;
Zadzwonił drozd, jak dzwonki stad:
O, graj mi, chłopcze, graj!
On oczu nie wzniósł, szczęsny, rad,
Grał sobie wciąż, a cały świat
Jak cudów był mu raj.