Dziś — listów zżółkłych stos ci został cały,
Garść kotylionów, wstążek... — stare dziecię! —
I uśmiech cierpkiej rezygnacyi: Jaka
Szkoda, że serca mają skrzydła ptaka!
(Miriam).
W drodze wędrowiec wstrzymał się dalekiej,
Znużony wsparł się na kiju pielgrzymim,
Wzrok jego błądził po kraju obszarach,
A z ust westchnienie i szept mu spłynęły:
„Ty, biały domku w prastarym ogrodzie,
Tam za wyniosłą ścianą gór, daleko,
Oto jaskółki wracają z południa
I dawnych będą szukały gniazdeczek
Na gzymsach twoich, a ty je powitasz.
Ja wszakże nigdy, nigdy już nie wrócę,
Drogiego twego nie przestąpię progu,
Na którym ta, co wydała mię z łona,
Stawała codzień o wieczornej chwili,
Aby ku gwiazdom przez drzew spojrzeć sploty.
Jej, zmarłej dawno, dziś gwiazdy są progiem,
Za którym loży tajemnica Boga.
Tam wzrok napełnia tych, co już odeszli,
Światłość czarowna. Lecz ich za to cienie
Tak ciężko, ciężko na serca padają
Tym, którzy na śmierć czekają tu jeszcze.
Ty, biały domku w prastarym ogrodzie,
Powiedz, czy dusza wszechrzeczy podobna
Jest duszy naszej, która się nauczyć
Nie może nigdy, nigdy zapomnienia?
Ty, biały domku w prastarym ogrodzie,
Powiedz: tęskno ci, kiedy obcych kroki
Brzmią śród twych murów? Nie czekasz, że może
Wrócę do ciebie, jak owe jaskółki,
By marzyć znowu pod twą starą strzechą,
Śnić staro piękne swe sny, chwytać uchem
Błogosławiące, tkliwe zmarłej słowa,
Które do drogich ścian twoich przywarły,
A w nocy, kiedy śpią ci obcy ludzie,
Z drzew cichym szumem mieszają się słodko?“
Tak rzekł wędrowiec; łza padła w pył biały
Tej długiej, długiej, nieskończonej drogi,
Co się ciągnęła w dal... dokąd, ach, dokąd?
(Miriam).