Z lubością patrzę na ciemno lica,
Czarne jej oko wzrok mój zachwyca.
Wiem, że Indyanką, lecz mi się zdało,
Że to łużyckie dziewczę śpiewało.
(Bronisław Grabowski).
O Ty! którego przestrzeń nieskończona,
Co żyjesz w ruchu różnych stworzeń mnóstwa,
Coś był, nim wieki wyszły z twego łona,
Próżen postaci, w trzech osobach Bóstwa:
Duchu obecny wszędzie i jedyny,
Któremu nie masz miejsca ni przyczyny,
Niedościgniony dociekaniem mnogiem;
Co wszystko w sobie samym obejmujesz,
Napełniasz sobą, tworzysz, zachowujesz,
Którego, ludzie, nazywamy Bogiem!
Zgruntować, zmierzyć ocean głęboki,
Policzyć piaski, promienie gwiazd, słońca,
Chociażby rozum potrafił wysoki;
Tobie ni miary niemasz, ani końca.
Jasnością twoją doskonałe błogą,
Twór światła, duchy, pojmować nie mogą,
Jakie gotujesz rzeczom przeznaczenie:
Ledwo się waży umysł śmiertelnika
Podnieść ku Tobie, w Twym ogromie znika,
Niby w wieczności jedno oka mgnienie.
Zamętu bytność, czasem określoną,
Z głębin bezdennej wieczności wezwałeś;
A przed wiekami wieczność urodzoną,
Jej Twórca, w sobie samym osnowałeś;
Własne jestestwo sam nadawszy sobie,
Przez się w niezgasłej jaśniejąc ozdobie,
Ty jesteś światłem, skąd zdrój światła płynie,
Wydałeś wszystko jednem tylko słowem,
A rozpostarłszy się w stworzeniu nowem,
Tyś był, jest, nigdy byt Twój nie przeminie.