Strona:Obraz literatury powszechnej tom II.djvu/596

Ta strona została przepisana.
—   592   —

Opuścić ciebie?... nie! tej roli
Nie spełnię w żarze namiętności!
I oto przyszła dziś godzina:
W bezkrwistem sercu buchnął płomień,
Syknęła zmarła w niem gadzina,
Zapalał stosem iskry promień!


Prośby i gorące słowa miłości zaczynają miękczyć serce Tamary; gotowa mu je oddać, podzielić z miłości jego smutną dolę wygnańczą... ale czy może zaufać szczerości jego słów? Na jej żądanie demon składa przysięgę:


Klnę się na pierwszych dni stworzenie,
Klnę się na koniec świata tego,
Klnę się na wiecznych prawd promienie
I hańbę czynu zbrodniczego;
Klnę się na gorzkie grzechów męki,
Na krótkie zwycięstw mych marzenia;
Na powitalne uściśnienia
Na pożegnalne twojej ręki;
Klnę się na duchów szereg mnogi,
Na losy braci mi podwładne,
Aniołów męstwo bezprzykładne,
Gdy ku mnie błyska miecz ich srogi;
Klnę się na czeluść czarną piekła,
Świątynię ziemi i na ciebie,
Na łzę, co pierwsza ci pociekła,
Na oko twe utkwione w niebie;
Na ust niewinnych twoich tchnienie,
Na falę włosów jedwabistych;
Klnę się na szczęście, na cierpienie,
Na ognie uczuć płomienistych:
Jużem się zarzekł nienawiści,
Jużem się zarzekł zemsty, pychy,
Od fałszu duch mój się oczyści,
Rozbiję trucizn mych kielichy;
Ja pragnę z niebem się pogodzić,
Ja chcę się modlić, chcę odrodzić,
Chcę w dobro wierzyć, chcę miłować,
Złe czyny chcę odpokutować.
I zetrę ślady niebios kary,
Szpecące dumne moje czoło,
I niech bezemnie świat ten stary
Ku kresom toczy swoje koło!
Wierzaj mi! jeden ja jedynie
Ciebiem zrozumiał i ocenił,
Jam w tobie uznał swą świątynię,
W niewolę władzę mą zamienił.
Miłości pragnę twej — jak daru,
Za chwilę wieczność dam ci całą;
W miłości, gniewie, wierz, Tamaro,
Duszę mam wielką i wspaniałą!
Daj mi twój rozkaz! Rzeknij słowo —
W nadziemskie cię uniosę sfery!
Tam będziesz druhem mym, królową,
Posłuszne będą ci etery!
1 bez współczucia, bez żałości
Będziesz na ziemskie patrzeć sprawy,
Gdzie nie masz istnej szczęśliwości,
Wiecznego piękna, wiecznej sławy ;
Gdzie kary boskie, ludzkie zbrodnie,
Poziomych uczuć gdzie pełzanie,
Gdzie nienawidzieć, kochać godnie,
Serca lękliwe nie są w stanie.


Tamara poddaje się wreszcie potężnemu urokowi demona, ale przy pierwszym pocałunku traci życie. Straszliwy kochanek nie dostaje jej przecież: niebo przebacza Tamarze jej słabość, bo wiele cierpiała i kochała.


I przeklął szatan pokonany
Swych bezrozumnych pragnień mary,
I znów w swej dumie niezłamany,
Został w wszechświacie nieuznany —
Sam, bez miłości i bez wiary!...
(M. Koroway-Metelicki).

Pomniejsze utwory Lermontowa bywały tłómaczone sporadycznie przez różnych pisarzy; z większych posiadamy: Laika klasztornego« przez Wł. Syrokomlę, »Demona« przez Wł. Sabowskiego (Warszawa, 1860 i 1880), M. Koroway-Metelickiego w jego »Poezyach« (Petersburg, 1893). »Bojara Orszę« przez G. Czernickiego (Lwów, 1854); »Chadży Abrek« przez St. Grudzińskiego (1872) i St. Budzińskiego (»Z obcego parnasu« Warszawa, 1885); »Han Akmet i Janczar« przez E. I. Machczyńskiego (Warszawa, 1857); »Maskaradę« przez A. Kolankowskiego (»Ostatnie akordy«, Suwałki, 1875). Znaczny »Wybór pism« (między innemi »Bohatera naszych czasów«, »Demona« i wiele drobniejszych) przełożył Cz. Mąkowski (Warszawa, 1890).