ponieważ nic umie po rosyjsku. Nie lepiejże uwzględniać interes skarbu i umniejszeniem wydatków powiększyć kapitał. Wtenczas rząd, widząc moją gorliwość, ani wątpić, przedstawi mię do nagrody dla zachęcenia innych. (Zwracając się do Hibnera). To jest, sądzę, że i pan konsyliarz otrzyma przytem jakiebądź zadowolenie. (Hibner wydaje głos nieco podobny do litery i, a nieco do e).
Horodniczy. Radziłbym takie tobie, panie Lapkin, zwrócić uwagę na twoje sądownictwo. Tam w pierwszym pokoju, który jest przeznaczony dla suplikantów, stróże sprzedają gęsi z małemi gąsiętami, które ciągle snują się pod nogami. Prawda, że w gospodarstwie gęsi są nieodbicie potrzebne; że się je chowa, nie można brać tego za złe; ale w takiem miejscu — to nieprzyzwoicie.. Już to ja nieraz chciałem panu o tem nadmienić, ale zawsze zapominałem. Oprócz tego, brzydko, że w sali sądowej suszą się ladajakie gałganki, a nad szafą z papierami wisi myśliwski harapnik. Wiem to, że pan lubisz polowanie; ale zawsze lepiej zdjąć go na jakiś czas, a gdy już sobie rewizor szczęśliwie przejedzie, wówczas można będzie znowu go zawiesić. Także asesor wasz... może on być dobrym człowiekiem i znającym prawo; ale ma tak nieprzyjemny odór, jakby tylko co wyszedł z gorzelni... To bardzo niedobrze! Chciałem ja i o tem nieraz z panem pogadać, ale byłem nieco roztargniony. Są środki, którymi można tę odrażającą won cokolwiek złagodzić. Kiedy już wistocie, jak on sam powiada, jest ona jakoby zapachem z urodzenia, powinienby jeść cebulę, czosnek lub coś podobnego. W tem najlepiej dopomoże swoją radą lub medykamentami pan doktór. (Hibner wydaje taki sam głos).
Lapkin. Nie, temu już nikt nic; da rady. On powiada, że jeszcze w niemowlęctwie skaleczyła go mamka i smarowała spirytusem; otóż od tego czasu daje się czuć od niego cokolwiek odór jakoby wódczany.
Horodniczy A!... no, ja tylko tak nadmieniłem. Co zaś do wewnętrznego porządku i tego, co to mój przyjaciel w liście swoim nazywa malutkiemi grzeszkami, nie mam nic do powiedzenia bo mówić o tem byłoby dziwactwem. Wszakże niema ani jednego żyjącego człowieka, któryby jakiego grzechu na sobie nie nosił — to już sam Bóg tak postanowił i napróżno jacyś tam Wolteryanie krzyczą przeciwko temu.
Lapkin. Cóż to, panie Antoni, uważasz za grzeszki? Grzechy grzechom nierówne. Ja chociaż mam jakie grzeszki, zupełnie niewinne! Wiadomo ci przecie, że jeżeli co biorę czyli upoluję, to tylko maleńkiemi charciątkami.
Horodniczy. No, charciątkami czyli czem innem, zawsze bierzesz.
Lapkin. E! nie, panie Antoni, to wcale co innego. Naprzykład, twoja szuba kosztuje pięćset rubli, a...
Horodniczy. No, i cóż z tego, że ty, panie Lapkin, bierzesz tylko maleńkiemi charciątkami? Za to w kościele nigdy nie bywasz, nie modlisz się;, a ja, chwała Bogu, w wierze jestem mocny i każdej
Strona:Obraz literatury powszechnej tom II.djvu/598
Ta strona została przepisana.
— 594 —