Strona:Obraz literatury powszechnej tom II.djvu/603

Ta strona została przepisana.
—   599   —

Idzie Marko, nie dba o nic,
Przyszedł. — „Sława Bogu!“
I otwiera butnie wrota
I modli się Bogu.
Czy słyszysz ty, Katarzyno,
Biegnij na spotkanie;
Przyszedł, przyszedł!.. biegnij prędzej
Niech tu zaraz stanie!
Chwała tobie, Chryste Jezu!
Ledwiem doczekała!
I Ojcze-nasz cicho, cicho,
Jak przez sen szeptała.

Stary głaszcze woły siwe
I jarzma zdejmuje
Wyrzynane, a Katrusia
W Marka się wpatruje.
„A cóż Hanna, Katarzyno?
Gdzież to moja głowa?
Czy nie żyje?“ — Żyje jeszcze
Lecz bardzo niezdrowa.
Prędzej, Marku, chodź do chaty,
Póki się turbuje
Dziad z wołami... Ona dawno
Ciebie oczekuje.

Wchodzi Marko mój do chaty
I stanął u progu...
Aż się przeląkł. Hanna szepce:
„Chwała... chwała Bogu!
Chodż-no bliżej, nie lękaj się...
Mam ci coś powiedzieć.
Wyjdź, Katrusiu; ja Markowi
Mam coś opowiedzieć.
Wyszła z chaty Katarzyna.
Marko się nachyla
U wezgłowia najemnicy...
Chora się wysila:
„Spojrzyj na mnie! Widzisz, Marku,
Jak-em ja zmarniała?
Ja nie Hanna, najemnica.
Ja...“ — I oniemiała.
Marko płacze. Zwolna oczy
Znów się otworzyły,
Pilnie, pilnie popatrzała;
Łzy się potoczyły:
„Przebacz, Marku!... W cudzej chacie
Cała służba moja —
To pokuta... przebacz, synu,
Ja... ja matka twoja“.
I zamilkła... — Padł mój Marko,
Aż ziemia zadrżała.
Zemdlał... Ocknął się... do matki,
Lecz matka już spala.


2. Pustka.

Rankiem, rano, garść rekrutów
Ze wsi wychodziła;
W ślad za nimi, ręce łamiąc,
Dziewczyna pędziła.
Powlokła się matka siwa,
Od miłego ją odrywa —
Odrywała, utulała,
Aż ją w ziemię zakopała
I z torbami w świat ruszyła.


∗             ∗

Wioska stoi, nie urosła,
Mało się zmieniła;
Pustka tylko w końcu sioła
Na bok się schyliła.
Poprzed pustką, tam, o kuli
Żołnierz biedny dybie
I zagląda do ogródka
I przylgnął ku szybie...
Patrzy, patrzy... Ach, nie wyjdzie
Czarnobrewa z chatki,
Nie zaprosi na wieczerzę
Głos poczciwej matki!...
A on niegdyś był proszony,
Ręczniki już tkano
I jedwabiem chustkę ślubną
Pięknie wyszywano.
Roił prześnić wiek w miłości
Uczyć dziatki stąpać
A tu przyszło (biednyś ty mój!)
We łzach się wykąpać.
Siedzi żołnierz w zmrok przed chatą
I śmierci pożąda —
A przez okno, nakształt baby
Sowa nań spogląda.
(Leonard Sowiński).