Strona:Obraz literatury powszechnej tom II.djvu/608

Ta strona została przepisana.
—   604   —
I) Poeci bułgarscy.

I. Jan Wazow.

Sosna.

Tam, gdzie się spiętrzyły spadziste gór stoki,
Z wąwozem trakijskim u twardych swych stóp,
Gdzie czerni się we mgle nasz Bałkan wysoki,
Wspaniały i groźny, a prosty jak słup;
Tam, gdzie się skaliste podnoszą filary,
Wśród ślicznych, zielonych, kwiecistych łąk, wzgórz,
Gdzie ciągle w powietrzu brzmią szmery i gwary
Wietrzyka, kaskady i ptaków i zbóż;
W tem ślicznem ustroniu, na łonie natury
Żółtemi ścianami z daleka się lśni
Monaster prastary, milczący, ponury,
Jak nieme wspomnienie minionych już dni.
Dokoła jest gwarno, lecz klasztor tak głuchy,
Jak gdyby ramiona objęły go snu,
I tylko niekiedy wietrzyka podmuchy
Szmer blizkiej kaskady przynoszą aż tu.
Nad tem chrześciańskiem siedliskiem spokoju,
Gdzie nizkiej cerkiewki rozpostarł się dach,
Wznosiła się sosna, chłodząca wśród znoju,
I ciemny wierzchołek nurzała we mgłach.
Jak cedry wysokie w libańskiej pustyni,
Lub orzeł, gdy śmiały rozwinie swój lot,
Tak ona nad groby i mury świątyni
Rozwiała szeroko gałęzi swych splot.
Zakonnik sędziwy z siwizną u czoła,
Tak dumną, wspaniałą pamiętał wciąż ją,
A nawet od przodków nie słyszał nikt zgoła,
Od kiedy w tem miejscu wznosiła skroń swą.
Taiła swą przeszłość, jak korzeń jej skryty
Nie mówił, gdzie w ziemi zasięgnął już dół,
Jak milczał wierzchołek, wpatrzony w błękity,
O wszystkiem, co widział, i słyszał, i czuł.
A może to drzewo stuletnie, milczące
Jest świadkiem minionej świetności tych ziem
I pomni doniosłych wypadków tysiące,
Na które wciąż w życiu patrzało tu swem...
I żyła ta sosna przez szereg lat długi
Z wichrami górskiemi bój tocząc o byt,
Ni w lecie upały, ni w zimie szarugi
Nie zdarły zieleni, zdobiącej jej szczyt.
W gałęziach jej gęstych, gościnnych i wonnych
Swe gniazda ptaszęcy zakładał wciąż rój,