Strona:Obraz literatury powszechnej tom II.djvu/616

Ta strona została przepisana.
—   612   —

O gdybym był wietrzykiem
I wszędzie wolnie gonił,
Siadałbym na twe łono,
Bym świeżość na nie ronił.

O gdybym snem był wreszcie,
Co wieczór-by sen złoty
Zamykał słodkie twoje
Oczęta śród ciemnoty.
(Józef Borkowski).


II. Delvigniotti.
1. Matka i dziecię.

Matka.  Zerwała się, z oczu sen spycha:
Słoneczko ty moje żywota...
Czy ból ją dojmuje, tęsknota?
Czy żałość? że wzdycha a wzdycha!
Dziecko.  O! mamo! nad moją kołyską,
Trójkręgiem biegł anioł dokoła,
I płynął, i spłynął tu blizko...
Ach! mamo, nie widzisz anioła?
Nie widzisz? — On w białej prawicy
Wianuszek różany zaplata;
Od kwiatu wianuszka w świetlicy,
Od róży mu biała lśni szata;
Po mroku, jak z ziół kadzielnicy,
Nasiąkła wonnością komnata.
Matka.  Przez Boga żywego, ty dziecię,
Ty marzysz, zorzyczko w mym świecie!
Dziecko.  I w oczach uśmiechu światełko,
Twojemu podobne, zagrało;
I szczero-złociste skrzydełko
Światłością łysnęło się całą.
I mówił: „nie truchlej mi, córo;
Wstań z łoża, tknij mego ramienia;
My górą wzbijemy się, górą,
Na gody wiecznego zbawienia“.
Matka.  Marzyło... o wielki mój Boże!
A czem ja to dziecię ukoję?
Nie zaśnie, nie wraca na łoże;
Prześliczne, prześliczne ty moje!
Wciąż marzy... o! mgławo a srogo,
Wciąż patrzy do gwiazd nieprzytomnie...
Tu do mnie, zorzyczko, tu do mnie;
W świetlicy nie widać nikogo.
Dziecko.  Oj mamo! rozejrzyj się przecie,
Jak lotnie, powiewnie, na moje
Kędziorki, na skronie oboje
Z wianuszka kwiat pruszy po kwiecie.
A ciszej, mateczko! niech stanie