Strona:Obraz literatury powszechnej tom II.djvu/623

Ta strona została przepisana.
—   619   —

Niech zabrzmią już, niech zabrzmią już
Bojowych trąb rozgłośne tony:
Wojennych burz, wojennych burz
Pożąda duch mój, krwi spragniony.

Z radością skoczyłbym na grzbiet,
Na grzbiet bystrego mego konia —
W szeregu mężnych byłbym szedł,
Jak wicher przez skrwawione błonia.

Gdyby w pierś moją trafił strzał,
Znajdzie się ktoś, co ją otuli,
Znajdzie się ktoś, co będzie miał
Całunków balsam przeciw kuli.

W kajdany wraże gdybym wpadł,
Odwiedzi ktoś mej celi ciemnie,
Ponurych snów mych czarny świat
Rozproszy jego wzrok tajemnie.

A gdybym zmarł, a gdybym zmarł
Pod mieczem kata, czy śród bitwy,
Znajdzie się ktoś, co wnetby starł
Krew z bladych zwłok mych łzą modlitwy
(A. Lange).


4. Wiosna 1849.

Młoda wiosno, starej zimy dziecię,
Dziecię, świetne wróżące nadzieje,
Gdzież więc jesteś?... Dlaczego po świecie
Płaszcz królewski twój nie promienieje?
Przyjdź, o wiosno! — Twoi przyjaciele,
Już cię dawno zwiem na łany nasze,
Niech twój uśmiech promienny rozściele
Na gałęziach liściaste szałasze.
Córka twoja, jutrzenka, ze łzami
Oczekując ciebie, z bólu pada...
Matko! przyjdź ją leczyć uściskami,
Spojrzyj na nią, jak wątła i blada.
Przyjdź, błogosław nasze stepy, wiosno,
Szare nasze błogosław niebiosa,
Ulecz zorzę... niechaj łzą radosną
Zwilży ziemię naszą złotowłosa.
Wróć przestworzom wesołe ptaszęta,
Co pieśniarzom podszeptują pienia
I swym śpiewem uczą niemowlęta
Najświętszego wolności imienia.
Lecz nad wszystko, co przyniesiesz w darze,
Przynieś kwiatów, wiosno, kwiatów wiele,
Niech dłoń twoja szczodra po obszarze
Ziemi naszej mnóstwo ich rozściele.
(W. S.).


5. Na Dunaju.

O rzeko, jakże często twe spokojne lica
Rozdziera dno okrętu, wichrów nawałnica!
I żłobi takie długie i głębokie rany,
Jak nigdy w sercu ludzkiem losów huragany.
A przecież kiedy burza albo okręt minie,
Wnet rana się zabliźnia na wód twych głębinie.
O, czemuż, gdy twe serce zrani ból, człowieku,
Na rany zagojenie nie posiadasz leku?
(Erazm Krzyszkowski).


6. W nocy.

Przy oknie stoję, patrząc w dal,
Jak księżyc śle w przestrzenie
Czarowych swych promieni blask
I rzuca ciche cienie.

Cóż, biedny głupcze, patrzysz tu
Miłośnie tak z pod chmury?
Czy myślisz, że, by ujrzeć cię,
Spoglądam wciąż do góry?