W mej głowie ani było dziś
Bladawe twe oblicze —
A idźże z panem Bogiem precz!
Szczęśliwej drogi życzę.
Tam naprzeciwko w domku tym
Dziewczątko mieszka boże,
Jam gotów czekać całą noc,
Aż je zobaczę może.
(Erazm Krzyszkowski).
Pragnąłeś, dobry ojcze,
I byłeś zawsze za tem,
Bym, jak ty, był rzeźnikiem....
Syn został literatem.
Ty pałką biłeś woły,
Ja piórem gromię ludzi,
To zresztą wszystko jedno,
Bo nazwa tylko łudzi.
(Erazm Krzyszkowski).
Z Włoch snadno do Polski przybyli szerokiej,
A z Polski w kraj Indów, nad Ganges głęboki;
Do Franków krainy kęs drogi już mały,
Lecz pochód skaliste wstrzymują zawały.
Gdzie pomkniesz tam okiem, wciąż wzgórza i wzgórza
Szeregiem się piętrzą, jak groźne przedmurza;
Im bliżej od granic, tem wyżej w obłoki
W chmur kłęby spowite sięgają opoki.
Strudzone Madjary, skwar srodze ich nuży;
Zrzucili dolmany: nie wytrwać im dłużéj.
Tuż słonko nad niemi, kto przed niem uciecze?
Godzina mu drogi, więc piecze a piecze.
Jedyną im strawą powietrze z pod nieba,
Tak ciężkie i twarde, że stanie miast chleba;
W słonecznym upale spragnieni ochłody
W garść chmurę ściskają: trysnęły z niej wody.
Do góry olbrzymiej dotarli już szczytu,
W noc tylko iść mogą od zmierzchu do świtu;
Wciąż nowe im stają zapory wśród jazdy,
Bieguny w pochodzie trącają o gwiazdy.
Wśród gwiazd tych promiennych, gdy jadą w noc ciemną,
Tak Janosz w swej myśli rozmawia tajemno:
„Gdy gwiazda od nieba oderwie się złota,
Wszak kres się zakończy ludzkiego żywota.
Bezbożna macocho! toż szczęście dla ciebie,
Że nie wiem, gdzie czyja tkwi gwiazda na niebie;