Depcz przewodnikom w tym pędzie i łona i głowy,
Aż zmoczysz kopyta w potworów tych krwi purpurowéj; —
I dla nas wiosny szał,
Wiosny pagórków italskich, i kwiecia, i zboża,
Tej wiosny duchowej, gdy człek znów na uczuć bezdroża,
W myśli się rzuca las!
Lećmy, aż grom nas Jowisza dosięgnie w chmur łonie,
Oczyści i spali, lub potok spieniony pochłonie
Rumaka z jeźdźcem wraz,
Albo aż z siodła gwiezdnego sam zstąpię i, zorzę
Światłości i widzeń unosząc, do snu się położę
W toskańskiej ziemi, w grób.
Wtedy przy brata mogile odpocznij pochmurny,
Skub liść koniczyny, co rośnie z antycznej tam urny
Na słońcu u jej stóp.
(Miriam).
Strumieniu wartki, jasny, kryształowy,
Gaju, co własno widzisz w nim odbicie;
Łąko cienista, świeża, umajona,
Ptaszęta, które hymn tu zawodzicie,
Bluszczu, co miękkich swych pędów okowy,
Na drzew swobodnych zarzucasz ramiona;
Tu mi serce dziś kona
Pod brzemieniem rozpaczy,
Gdzie wprzód żyłem inaczéj...
Balsam do duszy lalo to ustronie,
Tu w snach mi Szczęściem uderzyły skronie,
Stąd myśl skrzydlata nieprzepartą silą
Leciała tam w pogonie,
Gdzie wszystko dla mnie ukochanem było.
Tu, w tej dolinie, gdzie próżen pociechy
Wiję się, miotam w cierpieniach bez końca,
Jam tyle szału... szczęścia przeżył tyle!...
Już nie zapłonie wschód mojego słońca!...