Aleja. No dobrze, zobaczymy, kochana moja sąsiadko, pozwólcie mi wejść do siebie, a ja wyjaśnię wszystko.
Agueda. Wyjaśnij i rozstrzygnij podług twego zdania.
Aleja (wchodząc). Gdzież są te oliwki?...
Przynieście je, zakupię wszystkie, chodby ich było miar dwadzieścia.
Toruvio. Ależ pan jesteś w błędzie — oliwek nie mamy w domu, lecz w dziedzictwie.
Aleja. Więc je przynieście, kupię po cenie sprawiedliwej.
Menciguela. Matka chce, żebym je sprzedawała po dwa reale miarkę.
Aleja. To za drogo!...
Toruvio. Wszak prawda?!...
Menciguela. A ojciec po 15 cuartos.
Aleja. Pokażcie próbkę.
Toruvio. Boże pomagaj! Ależ pan nie chce mnie zrozumieć. Ja dziś zasadziłem oliwki i żona moja powiedziała, że za lat sześć przyniosą około pięciu miar oliwy, a mała sprzedawać je będzie po dwa reale. Ja mówię, że nie; ona, że tak; i stąd kłótnia.
Aleja. Wyborna kłótnia! Czy kto widział co podobnego? Ledwie oliwki weszły do ziemi, już dziewczyna myśli o wywożeniu ich na targ.
Menciguela. Nie miałam racyi, panie?
Toruvio. Obetrzyj łzy, córeczko. To klejnot nie dziecko, szanowny panie! Przyrzekam ci suknię za pierwsze oliwki, które sprzedamy.
Aleja. No, sąsiedzie, uspokój się i pogódź ze swoją żoną.
Toruvio. Dobrej nocy szanownemu sąsiadowi.
Aleja. Zaprawdę dzieją się rzeczy na świecie zadziwiające. Jeszcze oliwki nie zasadzone, a już się o nie ludzie biją.