lub wyspy, gdy Don Kichotowi szczęście posłuży i pozwoli mu zdobyć jakie królestwo. Początkowo Sanczo Panza spełnia swoje obowiązki wielce nieudolnie, ale powoli wciąga się do nich i stopniowo przejmuje się swoją rolą, a potrosze nawet wyobrażeniami swego pana, lubo nie traci zupełnie zdolności trzeźwego widzenia rzeczy. Don Kichot, nie widząc tego, że świat rzeczywisty jest zgoła inny, aniżeli ten, jaki w swojej obałamuconej wyobraźni stworzył, we wszystkich swych postępkach stosuje się do wskazówek, jakie w romansach rycerskich wyczytał; pomimo więc najlepszych chęci nie może osiągnąć tego, czego pragnie, — przeciwnie, widząc rzeczywistość w świetle opacznem, każdym swym czynem ściąga na siebie albo śmieszność, albo nawet bolesne poturbowania, a społeczeństwu wyrządza tylko szkody, trwożąc np. spokojnych podróżnych albo przywracając wolność złodziejom, rabusiom i t. d. Żadne jednak niepowodzenie nie może go z obłędu uleczyć, bo każdą konfuzyę tłómaczy sobie psotami wrogich czarowników albo prostem nieszczęściem. Przyjaciele Don Kichota — ksiądz pleban, balwierz Mikołaj i bakałarz Samson Carasco — używają różnych fortelów, żeby go do domu sprowadzić i zatrzymać. Don Kichot po każdym powrocie wymyka się na nowe przygody, zapędza się w końcu aż do Barcelony. Tu wreszcie Samson Carasco, przebrany za rycerza Białego księżyca, wyzywa go na pojedynek, zwycięża i jako zwyciężonego zobowiązuje, aby na cały rok zaniechał szukania przygód i czas ten spędził bezczynnie w domu — spodziewa się bowiem, że rok czasu wystarczy na jego uleczenie. Nie domyślając się, kto go właściwie zwyciężył, Don Kichot, wierny rycerskiemu słowu, wraca do domu; ale czy to ze smutku, że został zwyciężony, czy też może dlatego że w niefortunnych przygodach sterał zdrowie, zaraz po powrocie zapada na pleurę i wreszcie umiera, nie odzyskawszy trzeźwości umysłu.
»Don Kichot« był dwukrotnie tłumaczony na język polski: przez Fr. Podoskiego (Warsz. 1786) i W. Zakrzewskiego (Warsz. 1855).
Puścili się (Don Kichot i Sanczo Panza) w dalszą drogę ku
wąwozowi Lápice i dotarli do niego rzeczywiście w trzy godziny po wzejściu słońca.
— Tutaj, bracie Sanczo Panza — rzecze Don Kichot, ujrzawszy wąwóz — możemy po same łokcie unurzać ręce w tem, co się nazywa przygodami. Tylko pamiętaj, że nie wolno ci ująć szpady dla mojej obrony, chociażbyś widził, że się znajduję w największem niebezpieczeństwie; jedynie w takim razie możesz mi przyjść z pomocą,
jeżeli zobaczysz, że napastuje mię hołota i pospólstwo. Ale jeżeli to
będą rycerze, to prawa rycerskie w żaden sposób nie dopuszczają, ani pozwalają, abyś mi pomagał, dopóki sam nie zostaniesz pasowany na rycerza.
— Zaręczam, dostojny panie, — odparł Sanczo — że w tem będę ci najzupełniej posłuszny, zwłaszcza, że z natury jestem człowiekiem spokojnym i niechętnie wdaję się w kłótnie i zawadyactwa. Ale, co prawda, gdyby mi wypadło bronić własnej osoby, to niewielebym zważał na te tam prawa, bo prawa boskie i ludzkie dozwalają każdemu bronić się, gdyby go chciał kto skrzywdzić.
— Temu nie przeczę — odpowiedział Don Kichot; ale w niesieniu mi pomocy przeciw rycerzom trzymaj w karbach swoją przyrodzoną krewkość.
— To też mówię, że tak postąpię — odrzekł Sanczo — i uszanuję ten zakaz tak dobrze, jak dzień niedzielny.
Kiedy tak rozprawiają, ukazali się na drodze dwaj benedyktyni na dromaderach, a właściwie na mułach, niewiele od nich mniejszych,