Strona:Obraz literatury powszechnej tom II.djvu/81

Ta strona została przepisana.
—   77   —

szona tem, czego była świadkiem, kazała woźnicy odjechać nieco dalej i stąd zaczęła się przyglądać srogiej walce. W tej rozprawie Biskajczyk zadał Don Kichotowi przez tarczę cios w ramię tak potężny, że byłby go rozpłatał aż do pasa, gdyby nie zasłona.
Don Kichot, poczuwszy ciężar tego straszliwego uderzenia, zawołał głośno:
— Pani serca mego, Dulcyneo, kwiecie piękności! wesprzyj twojego rycerza, który dla przejednania twej dobroci znajduje się w tej ciężkiej przeprawie.
I z temi słowy w jednej chwili wzniósł miecz, zasłonił się dobrze tarczą i rzucił się na Biskajczyka z postanowieniem całą sprawę zakończyć jednem cięciem. Biskajczyk, widząc go tak godzącego, z męstwa przeciwnika domyślił się jego gniewu i postanowił czynić to samo, co Don Kichot: czekał więc na niego dobrze zasłonięty poduszką, ale muł nie dał się zwrócić ani w jedną ani w drugą stronę, bo zmęczony i do podobnych harców nie przywykły, nie był w stanie zrobić ani kroku. Don Kichot tedy, jak się już powiedziało, z wzniesionym mieczem rzucił się na przezornego, ostrożnego Biskajczyka w zamiarze rozpłatania go na dwoje, a Biskajczyk oczekiwał go podobnież z podniesionym mieczem i zasłonięty poduszką. Obecni zaś w trwodze i niepewności wyglądali skutku tych straszliwych ciosów, jakiemi sobie grozili, a dama w karecie z kobietami swemi ślubowała tysiączne wota i ofiary do obrazów wszystkich świętych i kaplic w Hiszpanii, żeby tylko Bóg ocalił jej koniuszego i je same z tak wielkiego niebezpieczeństwa, w jakiem się znajdowały.
............[1].
Gdy tak stali obaj dzielni i rozsrożeni zapaśnicy z dobytemi i wzniesionemi mieczami, zdawało się, że grozili niebu, ziemi i piekłu, takie było ich uniesienie i przybrana postawa. Pierwszym co wymierzył cios, był popędliwy Biskajczyk, a wymierzył go z taką siłą i zajadłością, że gdyby miecz nie był mu się zwinął, jedno to cięcie byłoby wystarczyło do zakończenia tej srogiej walki i wszystkich przygód naszego rycerza. Ale przyjazny los, który zachował go do większych rzeczy, odwrócił miecz przeciwnika w ton sposób, że lubo go ugodził w lewe ramię, nie wyrządził mu innej szkody, tylko rozbroił go z tej strony, zabierając po drodze znaczną cześć hełmu i połowę ucha, co wszystko razem w przerażających szczątkach spadło na ziemię, zostawiając rycerza wielce sponiewieranego. O Boże! I któż byłby w stanic opisać tu wściekłość, jaka owładła sercem naszego Manczanina, gdy się ujrzał tak oporządzonym? Powiedziałby chyba to jedno, że uniósł się znów na strzemionach i, ująwszy miecz w obie ręce, rzucił się na Biskajczyka i ciął go w poduszkę i w głowę z taką siłą, że pomimo zasłony, jak gdyby góra nań

  1. Opuszczony ustęp (koniec rozdziału 8 i początek 9) zawiera w sobie objaśnienie Cervantesa, że o dalszym przebiegu tej walki dowiedział się dopiero z pewnej książki arabskiej i podług niej dokończenie podaje.