Strona:Obraz literatury powszechnej tom II.djvu/83

Ta strona została przepisana.
—   79   —

Sancho dziękował mu bardzo i, ucałowawszy powtórnie jego rękę i kraj pancerza, pomógł mu dosiąść Rosynanta, sam zaś siadł na osła i podążył za swym panem, który, nie pożegnawszy się z damami, będącemi w karecie, ani nawet do nich nie przemówiwszy, wyciągniętym kłusem poczwałował ku poblizkiemu gajowi. Sanczo pogonił za nim całym pędem swojego zwierzęcia; ale Rosynant kłusował tak szybko, że widząc, iż zostaje w tyle, musiał wołać na swojego pana, aby na niego zaczekał. Uczynił to Don Kichot, powściągając cugli Rosynantowi, dopóki nie nadjechał jego zmęczony giermek; ten, gdy się zbliżył, przemówił:
— Zdaje mi się, panie, że byłoby roztropnie poszukać schronienia w jakim kościele, bo ten, z którym stoczyłeś bitwę, pozostał tak poturbowany, że niewiele braknie, aby o wypadku dano znać świętej Hermandadzie[1] i nas uwięziono; a zaprawdę, gdyby tak się stało, musielibyśmy dobrze się napocić, zanimbyśmy wyszli z więzienia.
— Uspokój się — odrzekł Don Kichot. Gdzieżeś to widział albo czytał, żeby błędnego rycerza stawiano przed sądem, chociażby nie wiem ile popełnił homicydyów?
— Ja się tam nie znam na żadnych omecillach — odparł Sanczo i przez całe moje życie nigdy się w nie nie wdawałem z nikim; wiem tylko to, że św. Hermandada ma do czynienia z takimi, co rozbijają po drogach, i o nic więcej się nie troszczę.
— Nie obawiaj się niczego, przyjacielu — odpowiedział Don Kichot — wyrwę cię nawet z rąk Chaldejczyków, nietylko świętej Hermandady. Ale powiedz szczerze: czyś widział kiedy na całej ziemi dzielniejszego odemnie rycerza? Czyś czytał gdzie w historyi, żeby kto teraz lub dawniej okazał więcej ognia w natarciu, więcej wytrwałości w dotrzymaniu placu, więcej zręczności w zadawaniu ciosów lub więcej szybkości w obalaniu?
— Co prawda, — odpowiedział Sanczo — nie czytałem nigdy żadnej historyi, bo nie umiem ani czytać, ani pisać; mimo to ośmielę się twierdzić, że nigdy w życiu nie służyłem panu odważniejszemu od jegomości, i dałby Bóg, żebyśmy tej odwagi nie odpokutowali tam, gdzie mówiłem. A teraz, proszę pana, trzebaby opatrzyć to ucho, bo dużo krwi z niego upływa, a mam tu w sakwach szarpie i trochę białej maści.
— Wszystko to byłoby zbyteczne — odpowiedział Don Kichot — gdybym był pamiętał zrobić sobie flaszkę balsamu Fierabrasa; jedna jego ki-opla oszczędza czasu i leków.
— Cóż to za flaszka i co to za balsam? — spytał Sanczo.
— Jestto balsam, na który przepis mam w pamięci; posiadając go, niema co bać się śmierci, ani myśleć, że się umrze z jakiejkolwiek rany. Gdy go sobie przyrządzę i dam tobie, to jeżeli kiedy zobaczysz, że mnie kto w spotkaniu rozpłata na dwoje, co się ryce-

  1. Straż bezpieczeństwa.